Every night I pray
that you'll hold me in yours arms
again.
Ile czasu musi upłynąć, żebym choć na chwilę zapomniał o cieple jego dłoni na moim ciele, zapachu jego perfum, czy melodyjnym głosie otulającym z czułością każdą sylabę mojego imienia? Czasem czułem jakby był przy mnie, pomimo, że od dawna nie rozmawialiśmy, a momentami wydawało mi się, że jest coraz lepiej i w końcu udaje mi się odciąć od przeszłości. Na przykład w takie dni, gdy chodziliśmy z Brianem na długie wieczorne spacery, a on nieśmiało splatał nasze dłonie. Pomimo, że spędzałem z nim każdą wolną godzinę, to i tak w każdej minucie myślałem tylko o Harry'm, wyobrażając sobie, że to on idzie obok, przytulając mnie do siebie.
-Cześć skarbie- Poczułem dłonie Briana na swoich plecach. Jego palce zaczęły zataczać delikatne kółka na moim ramieniu, a jego usta znalazły się tuż przy mojej szyi, tak blisko, że czułem jego oddech na swojej skórze.
-Co zrobimy z dzisiejszym wieczorem?- zapytał, gdy zacząłem rozkoszować się jego dotykiem
-Może zrobimy kolację i obejrzymy jakiś film?- zaproponowałem, gdy chłopak obrócił mnie w swoją stronę i delikatnie musnął wargami mój policzek
-Dobrze, pojadę po zakupy i za chwilę jestem cały twój- powiedział odsuwając się ode mnie i idąc w stronę korytarza. Odprowadziłem go wzrokiem, po czym ruszyłem do salonu, zastanawiając się nad filmem, który obejrzymy. Wybierając jedną z komedii, usłyszałem cichy odgłos dobiegający zza okna. Ciarki przeszły przez moje ciało, gdy przystawiłem czoło do zimnej szyby. Miałem wrażenie, że ktoś jest w ogrodzie, ale owładnął mnie paraliż, gdy usłyszałem głośniejszy szmer. Podbiegłem w stronę drzwi, upewniając się, że są zamknięte i nie kontrolując tego, co robię, ruszyłem po schodach do sypialni. Uspakajałem się, myśląc, że to może tylko moja wyobraźnia, ale niemal czułem obecność tej osoby w pobliżu. Serce podeszło mi do gardła, gdy usłyszałem czyjeś kroki zbliżające się do sypialni.
-Louis, wszystko w porządku?- odetchnąłem, kiedy usłyszałem głos Briana
Chłopak usiadł obok mnie na łóżku, łapiąc moją dłoń i delikatnie przejeżdżając opuszkami palców po mojej skórze.
-Tak- odpowiedziałem uspakajając się z każdym jego ruchem
-Na pewno?- szepnął ze zmartwieniem głosie
-Ktoś był w ogrodzie- wypaliłem bez zastanowienia
Oczy Briana się rozszerzyły, a ona jego czole pojawiła się niewielka zmarszczka.
-Sprawdzę to- powiedział i szybkim krokiem wyszedł z sypialni zostawiając mnie samego.
Nie wiedząc co z sobą zrobić, wstałem i podszedłem do okna, żeby lepiej przyjrzeć się temu, co jest na zewnątrz. Wszystkie drzewa i kwiaty latem, nadawały ogrodowi niesamowity wygląd. Niewielka ławeczka stojąca przy jednym z wysokich krzewów, stała teraz samotnie, wydając się bardzo mała na tle ogromnego ogrodu. Zobaczyłem światło z latarki Briana, który oglądał się w każdą stronę, sprawdzając, czy na pewno nikogo tam nie ma. Jednak, gdy chłopak wrócił i upewnił mnie, że poza nami, nie ma tam żywej duszy, i tak miałem inne przeczucie.
-Louis nie popadaj w paranoję- powiedział lekko szorstkim tonem, kiedy przekonywałem go do swojej racji.
Szczerze mówiąc, straciłem ochotę na wspólne spędzenia tego wieczór i najlepiej położyłbym się do łózka, ubierając na siebie jedną z koszulek, którą kiedyś zostawił u mnie Harry i zasnął otulony jego zapachem, ale nagle przypomniało mi się coś, o co chciałem spytać Briana od dawna.
-Kim tak naprawdę była dla ciebie Tracy?- zapytałem patrząc w morskie tęczówki chłopaka, które przybrały ciemniejszą barwę, gdy moje słowa do niego doszły. Zawahał się przez chwilę, tak, jak wtedy gdy spytałem go o to po raz pierwszy, ale ku mojemu zdziwieniu kąciki jego ust uniosły się lekko w górę.
-Przyjaciółka z dzieciństwa. Kiedyś spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę, ale kiedy wyjechałem...- jego twarz posmutniała, a ja przysunąłem się bliżej chłopaka starając się dodać mu otuchy.
-Gdy wróciłem do Londynu, od razu tu przyszedłem licząc, że nadal tutaj będzie- dokończył
-Ale nie było...- dodałem jak zwykle bez zastanowienia
-Nie żałuję Lou, dzięki temu poznałem ciebie- powiedział po krótkiej ciszy, delikatnie pocierając nosem o mój, co spotkało się z moim cichym chichotem.
Pomimo uśmiechu na jego twarzy, czułem, że nie jest do końca taki szczęśliwy, na jakiego wygląda. Widać nie tylko ja nie umiem zostawić przeszłości za sobą.
czwartek, 19 lutego 2015
czwartek, 12 lutego 2015
Rozdział 16
I try to scream out my lungs
Patrząc na to, co działo się cztery miesiące temu, wydaje mi się, że doznałem szczytu tęsknoty. Po tygodniach izolowania się od świata, zacząłem wieść w miarę normalne życie, co było zasługą mamy i w dużej mierze Liama, który co parę dni upewniał się, że ponownie nie zwariowałem. Pomimo to, i tak codziennie rano zaparzałem dwa kubki herbaty, którą piliśmy z Harry'm po przebudzeniu, a wieczorami nagrywałem mu się na sekretarkę, pytając co u niego i opowiadając o swoim dniu. Każdego cholernego dnia zostawiałem mu wiadomości, których i tak nigdy nie odsłucha. Gdy zasypiałem zastanawiałem się gdzie jest i co teraz robi, czy też czasem myśli o mnie i zastanawia się co u mnie. Łudziłem się, że któregoś dnia stanie w moich drzwiach i wszystko wróci do normy. Ale już nigdy nie będzie tak, jak kiedyś. Chłopak z burzą loków na głowie, z nieziemskimi zielonymi oczami, w które potrafiłem wpatrywać się godzinami, nigdy nie stanie w progu mojego domu, prosząc o drugą szansę. Wspominając stan, w którym byłem, zapewne nie musiałby prosić. Desperacko rzuciłbym się mu na szyję, gdy tylko bym go zobaczył, pomimo, że czułem okropny żal, że tak po prostu mnie zostawił. Nie można żyć przeszłością, stale powtarzała mi mama, a dzisiaj pierwszy raz w to uwierzyłem.
Był ciepły wieczór, zupełnie zwyczajny dzień, kiedy jak co dzień wracałem z wieczornego spaceru. Otwierając furtkę, zobaczyłem, że ktoś siedzi na schodach przed domem. Mój mózg mimowolnie zaczął podsuwać mi myśl, że to on. Poprawiłem włosy przeczesując je palcami i poszedłem w stronę chłopaka. Robiąc kilka kroków do przodu, czułem zawód, pomimo, że od początku wiedziałem, że to nie Harry.
-Kim jesteś?- zapytałem, widząc niebieskookiego blondyna, który wpatrywał się we mnie z takim samym zdziwieniem.
-Jestem Brian, a Ty?- odpowiedział, a ja czułem się coraz bardziej wybity z tropu
-Louis. Co ty tu robisz?- spytałem patrząc, jak wsuwa telefon do kieszeni
-Przyszedłem do Tracy- gdy to powiedział, obejrzałem się za siebie, czy na pewno trafiłem do swojego domu.
-Tu nikt taki nie mieszka- powiedziałem, starając się brzmieć pewnie.
Brian wstał, a jego wzrost znacznie przeważył nad moim.
-Oh, okej. Przepraszam- jego pewność siebie zmalała, a wyraz twarzy sugerował, że był zawiedziony.
-Mieszkasz tu?- zapytał, po krótkiej ciszy, która ciągnęła się w nieskończoność.
Odpowiedziałem chłopakowi skinieniem głowy, a on zrobił kilka kroków, zwiększając odległość między nami, i bez słowa ruszył w stronę furtki.
Dziwne, myślałem, ale jednocześnie jakaś część mnie chciała poznać go bliżej. Miał typową urodę sportowca z liceum z jednej z amerykańskich szkół, a głos zachrypnięty, podobnie jak Harry.
Następnego dnia postanowiłem jechać do Doncaster, jak w każdą niedzielę, odkąd jestem sam. Rzuciłem bluzę na tylne siedzenie samochodu i upewniając się, że zabrałem wszystko, wsiadłem za kierownicę. Przekręcając kluczyk w stacyjce, przekląłem pod nosem, zauważając, że auto nie odpaliło. Trzasnąłem lekko drzwiczkami, otwierając maskę, ale bez skutku patrzyłem się na różne części samochodu, bo każda wyglądała identycznie. Nigdy nie znałem się na autach, Harry zwykle pomagał mi z takimi sprawami, ale teraz, jak we wszystkim, musiałem radzić sobie sam. Chwyciłem któryś z kabli, łącząc go z inną częścią, ale to było na nic.
-Hej, pomóc ci?- usłyszałem znajomy głos za sobą.
Brian otworzył furtkę, gdy skinąłem głową, uśmiechając się w jego stronę.
Miał na sobie obcisły, lekko przepocony tshirt, który idealnie podkreślał jego mięśnie. Szybko przeniosłem wzrok na jego twarz, gdy zdał sobie sprawę, że patrzę, a on roześmiał się.
-Teraz powinien odpalić- powiedział, wycierając ręce w dresowe spodnie, które miał na sobie.
-Dzięki, biegasz?- spytałem patrząc na jego rozgrzaną skórę
-Tak, u siostry nie ma raczej nic ciekawego do roboty.
-Mieszkasz u Amy?- zdziwiłem się, że dopiero teraz zauważyłem pomiędzy nimi podobieństwo.
Amy była moją sąsiadką. Mieszkała z mężem w domu naprzeciw mojego i zawsze w święta, przynosiła mi ciasteczka z orzechami. Harry je uwielbiał.
-Tak, przyjechałem na parę tygodni z Brighton- uśmiechnął się, pokazując szereg białych zębów
-Może odwdzięczysz mi się za pomoc przy aucie i zaprosisz mnie do środka?- Był pewny siebie, w przeciwieństwie do mnie.
-Jasne- wyjąłem bluzę z samochodu i ruszyliśmy w stronę domu.
-Ładnie tutaj, mieszkasz sam?- powiedział, gdy znaleźliśmy się w środku.
-Tak- odpowiedziałem, podając mu szklankę chłodnego napoju
Chłopak pociągnął łyk soku pomarańczowego i zaczął rozglądać się po domu.
But it makes this harder
And the tears stream down my face
Patrząc na to, co działo się cztery miesiące temu, wydaje mi się, że doznałem szczytu tęsknoty. Po tygodniach izolowania się od świata, zacząłem wieść w miarę normalne życie, co było zasługą mamy i w dużej mierze Liama, który co parę dni upewniał się, że ponownie nie zwariowałem. Pomimo to, i tak codziennie rano zaparzałem dwa kubki herbaty, którą piliśmy z Harry'm po przebudzeniu, a wieczorami nagrywałem mu się na sekretarkę, pytając co u niego i opowiadając o swoim dniu. Każdego cholernego dnia zostawiałem mu wiadomości, których i tak nigdy nie odsłucha. Gdy zasypiałem zastanawiałem się gdzie jest i co teraz robi, czy też czasem myśli o mnie i zastanawia się co u mnie. Łudziłem się, że któregoś dnia stanie w moich drzwiach i wszystko wróci do normy. Ale już nigdy nie będzie tak, jak kiedyś. Chłopak z burzą loków na głowie, z nieziemskimi zielonymi oczami, w które potrafiłem wpatrywać się godzinami, nigdy nie stanie w progu mojego domu, prosząc o drugą szansę. Wspominając stan, w którym byłem, zapewne nie musiałby prosić. Desperacko rzuciłbym się mu na szyję, gdy tylko bym go zobaczył, pomimo, że czułem okropny żal, że tak po prostu mnie zostawił. Nie można żyć przeszłością, stale powtarzała mi mama, a dzisiaj pierwszy raz w to uwierzyłem.
Był ciepły wieczór, zupełnie zwyczajny dzień, kiedy jak co dzień wracałem z wieczornego spaceru. Otwierając furtkę, zobaczyłem, że ktoś siedzi na schodach przed domem. Mój mózg mimowolnie zaczął podsuwać mi myśl, że to on. Poprawiłem włosy przeczesując je palcami i poszedłem w stronę chłopaka. Robiąc kilka kroków do przodu, czułem zawód, pomimo, że od początku wiedziałem, że to nie Harry.
-Kim jesteś?- zapytałem, widząc niebieskookiego blondyna, który wpatrywał się we mnie z takim samym zdziwieniem.
-Jestem Brian, a Ty?- odpowiedział, a ja czułem się coraz bardziej wybity z tropu
-Louis. Co ty tu robisz?- spytałem patrząc, jak wsuwa telefon do kieszeni
-Przyszedłem do Tracy- gdy to powiedział, obejrzałem się za siebie, czy na pewno trafiłem do swojego domu.
-Tu nikt taki nie mieszka- powiedziałem, starając się brzmieć pewnie.
Brian wstał, a jego wzrost znacznie przeważył nad moim.
-Oh, okej. Przepraszam- jego pewność siebie zmalała, a wyraz twarzy sugerował, że był zawiedziony.
-Mieszkasz tu?- zapytał, po krótkiej ciszy, która ciągnęła się w nieskończoność.
Odpowiedziałem chłopakowi skinieniem głowy, a on zrobił kilka kroków, zwiększając odległość między nami, i bez słowa ruszył w stronę furtki.
Dziwne, myślałem, ale jednocześnie jakaś część mnie chciała poznać go bliżej. Miał typową urodę sportowca z liceum z jednej z amerykańskich szkół, a głos zachrypnięty, podobnie jak Harry.
Następnego dnia postanowiłem jechać do Doncaster, jak w każdą niedzielę, odkąd jestem sam. Rzuciłem bluzę na tylne siedzenie samochodu i upewniając się, że zabrałem wszystko, wsiadłem za kierownicę. Przekręcając kluczyk w stacyjce, przekląłem pod nosem, zauważając, że auto nie odpaliło. Trzasnąłem lekko drzwiczkami, otwierając maskę, ale bez skutku patrzyłem się na różne części samochodu, bo każda wyglądała identycznie. Nigdy nie znałem się na autach, Harry zwykle pomagał mi z takimi sprawami, ale teraz, jak we wszystkim, musiałem radzić sobie sam. Chwyciłem któryś z kabli, łącząc go z inną częścią, ale to było na nic.
-Hej, pomóc ci?- usłyszałem znajomy głos za sobą.
Brian otworzył furtkę, gdy skinąłem głową, uśmiechając się w jego stronę.
Miał na sobie obcisły, lekko przepocony tshirt, który idealnie podkreślał jego mięśnie. Szybko przeniosłem wzrok na jego twarz, gdy zdał sobie sprawę, że patrzę, a on roześmiał się.
-Teraz powinien odpalić- powiedział, wycierając ręce w dresowe spodnie, które miał na sobie.
-Dzięki, biegasz?- spytałem patrząc na jego rozgrzaną skórę
-Tak, u siostry nie ma raczej nic ciekawego do roboty.
-Mieszkasz u Amy?- zdziwiłem się, że dopiero teraz zauważyłem pomiędzy nimi podobieństwo.
Amy była moją sąsiadką. Mieszkała z mężem w domu naprzeciw mojego i zawsze w święta, przynosiła mi ciasteczka z orzechami. Harry je uwielbiał.
-Tak, przyjechałem na parę tygodni z Brighton- uśmiechnął się, pokazując szereg białych zębów
-Może odwdzięczysz mi się za pomoc przy aucie i zaprosisz mnie do środka?- Był pewny siebie, w przeciwieństwie do mnie.
-Jasne- wyjąłem bluzę z samochodu i ruszyliśmy w stronę domu.
-Ładnie tutaj, mieszkasz sam?- powiedział, gdy znaleźliśmy się w środku.
-Tak- odpowiedziałem, podając mu szklankę chłodnego napoju
Chłopak pociągnął łyk soku pomarańczowego i zaczął rozglądać się po domu.
-Kim jest Trasy?- zapytałem, karcąc się w duchu za swoją ciekawość
Brian zamyślił się na chwilę, uderzając knykciami palców o szklankę. Nastąpiła długa cisza, w której widać było, że się zastanawia.
-Dawna znajoma. Kiedyś tu mieszkała- odpowiedział, uciekając wzrokiem.
Przypomniałem sobie wysoką brunetkę, od której kupiłem ten dom dwa lata temu. Po jego wzroku, od razu wiedziałem, że nie była tylko znajomą ale postanowiłem nie ciągnąć tematu i po chwili z ożywieniem rozmawialiśmy o jego planach na resztę wakacji. Dowiedziałem się, że na ostatnie dni lata planuje wyjazd do Francji. Jak na typowego mięśniaka, jakim wydawał mi się na początku, był bardzo bystry i zabawny. Powiedziałbym, że to po południe było idealne, gdyby nie to, że ciągle porównywałem go do Harry'ego, ale Brian za każdym takim porównaniem z nim przegrywał.
Brian zamyślił się na chwilę, uderzając knykciami palców o szklankę. Nastąpiła długa cisza, w której widać było, że się zastanawia.
-Dawna znajoma. Kiedyś tu mieszkała- odpowiedział, uciekając wzrokiem.
Przypomniałem sobie wysoką brunetkę, od której kupiłem ten dom dwa lata temu. Po jego wzroku, od razu wiedziałem, że nie była tylko znajomą ale postanowiłem nie ciągnąć tematu i po chwili z ożywieniem rozmawialiśmy o jego planach na resztę wakacji. Dowiedziałem się, że na ostatnie dni lata planuje wyjazd do Francji. Jak na typowego mięśniaka, jakim wydawał mi się na początku, był bardzo bystry i zabawny. Powiedziałbym, że to po południe było idealne, gdyby nie to, że ciągle porównywałem go do Harry'ego, ale Brian za każdym takim porównaniem z nim przegrywał.
czwartek, 5 lutego 2015
Rozdział 15
I can't cry
Because I know that's weakness in your eyes
Jedynym co czułem przez ostatni tydzień były pustka i ból. Całymi dniami leżałem w łóżku, na przemian płacząc i patrząc godzinami w punkt na ścianie, a myślami wracając do naszych wspólnych chwil i analizując. Kilka razy dziennie wyjmowałem z szafy stare koszulki Harry'ego i zbliżając miękki materiał do siebie, wdychałem ulubiony zapach jego perfum. Były momenty, w których nie czułem zupełnie nic, ale więcej było tych, w których ból rozrywał mnie od środka.
Na pościeli wciąż czułem jego zapach, a gdy w nocy budziły mnie koszmary, miałem wrażenie, że leży obok mnie, a jego loki opadają kaskadami na sąsiednią poduszkę. Wariowałem coraz bardziej czując, że każdy dzień doprowadza mnie do gorszego stanu. To nie może być koniec, powtarzałem w myślach jak mantrę, nie mogąc pogodzić się z jego odejściem. Harry by mnie nie zostawił. Mój Harry, który codziennie powtarzał mi, jak bardzo jestem dla niego ważny, nie zrobiłby mi czegoś takiego.
Mój telefon zawibrował, a na wyświetlaczu zobaczyłem zdjęcie mamy. Nie chciałem rozmawiać z nikim, pomimo że wiem, że się o mnie martwi. Nie zniósłbym ani udawania że wszystko jest dobrze, ani tłumaczenia, co się stało. Najbezpieczniej było odciąć się od wszystkich i uniknąć pytań oraz pełnych współczucia pocieszeń. Jedynym co by mi pomogło byłby on. Tęskniłem za wszystkim, co było związane z Harry'm. Za nieśmiałymi pocałunkami z rana oraz tymi namiętnymi, którymi obdarzał mnie wieczorem. Za czułymi słowami, ale też za codziennymi sprawami, takimi jak picie razem co rano herbaty. Bez niego, czułem, że brakuje też jakiejś cząstki mnie i zalewałem się łzami jeszcze bardziej, gdy przypominałem sobie, że te chwile już nigdy nie wrócą.
Godzinę później usłyszałem pukanie do drzwi. Schowałem się szczelniej pod kołdrą, na głowę kładąc poduszkę, ale dobijanie się do drzwi nie ustępowało. Najlepiej byłoby udawać, że nie ma mnie w domu, ale usłyszałem głos Liama, a znam swojego przyjaciela na tyle, że wiem, że nie odpuści.
-Louis, to ja. Proszę, otwórz- mówił, gdy wolnym krokiem schodziłem ze schodów.
Poprawiając jedną ręką koszulkę, która i tak była już pognieciona, otworzyłem drzwi, a oczy Liama od razu prześwidrowały całą moją sylwetkę. Chłopak miał na sobie biały tshirt i bluzę przewiązaną na biodrach. Jego mina nie była zaskoczona, gdy mnie zobaczył. Zdziwiłem się też, bo nie pytał co się stało. Może już o wszystkim wiedział.
-Jak się czujesz Lou?- zapytał z lekkim współczuciem w głosie.
-Dobrze- skłamałem, nie patrząc brunetowi w oczy.
Wskazałem ruchem ręki, żeby usiadł na kanapie, a po chwili przynosząc kubki herbaty, usiadłem obok niego.
-Wiem o Tobie i o Harry'm...- zaczął mówić, a moje oczy ponownie zaszkliły się łzami. Opuściłem głowę starając się je ukryć, ale Liam i tak zauważył.
-Słuchaj Louis, jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował pogadać, to jestem- powiedział, a ja zdobyłem się na lekki uśmiech.
Pociągnąłem niewielki łyk herbaty, wsłuchując się w słowa przyjaciela.
-Jest coś o czym muszę ci powiedzieć...- jego głos się załamał.
Wiedziałem, że to co za chwilę usłyszę, nie będzie niczym dobrym.
Wiedziałem, że to co za chwilę usłyszę, nie będzie niczym dobrym.
-Harry odszedł z zespołu- dokończył, gdy nabrał powietrza.
Zimny dreszcz przeszedł całe moje ciało, gdy słowa chłopaka do mnie dotarły. To oznaczało definitywny koniec. On już nie wróci. Poczułem ukłucie w klatce piersiowej, a jedna łza wypłynęła z mojego oka, a następnie spłynęła po moim lewym policzku.
-Wyjechał wczoraj- powiedział półgłosem.
Całą siłą woli powstrzymywałem się, żeby nie wybuchnąć przed nim płaczem. To był właśnie jeden z tych momentów, w których czujesz, że cały twój świat rozsypuje się na tysiąc małych kawałków, a ty nie możesz nic z tym zrobić. Siedziałem w bezruchu, oddychając coraz głębiej i z trudem łapiąc powietrze.
-Kiedy ostatnio coś jadłeś?- zapytał, celowo zmieniając temat rozmowy
-Jestem dorosły Liam. Umiem o siebie zadbać- wypowiadając te słowa dotarło do mnie, jak niemiło to zabrzmiało. Ale to prawda, nie chciałem niczyjego współczucia i martwienia się o mnie.
-Właśnie widzę- powiedział patrząc na moją pogniecioną koszulkę i potargane włosy.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio przeglądałem się w lustrze, ale na pewno nie wyglądałem jak chodzący okaz szczęścia. Tydzień temu, idąc do mieszkania Harry'ego, nie pomyślałbym nawet, że tego dnia wszystko się zakończy. To było tylko siedem dni, a czułem, jakby minęła cała wieczność. Bez Harry'ego każdy dzień ciągnął się w nieskończoność, a każda noc była długa i bezsenna.
Wiem, że już przy nikim nie poczuję się tak, jak przy nim. Nikt nie sprawi, że moje serce zacznie bić jak szalone na sam jego widok, a motyle w brzuchu będą budziły się z każdym dotykiem. Nikt nie zastąpi mi Harry'ego.
Całą siłą woli powstrzymywałem się, żeby nie wybuchnąć przed nim płaczem. To był właśnie jeden z tych momentów, w których czujesz, że cały twój świat rozsypuje się na tysiąc małych kawałków, a ty nie możesz nic z tym zrobić. Siedziałem w bezruchu, oddychając coraz głębiej i z trudem łapiąc powietrze.
-Kiedy ostatnio coś jadłeś?- zapytał, celowo zmieniając temat rozmowy
-Jestem dorosły Liam. Umiem o siebie zadbać- wypowiadając te słowa dotarło do mnie, jak niemiło to zabrzmiało. Ale to prawda, nie chciałem niczyjego współczucia i martwienia się o mnie.
-Właśnie widzę- powiedział patrząc na moją pogniecioną koszulkę i potargane włosy.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio przeglądałem się w lustrze, ale na pewno nie wyglądałem jak chodzący okaz szczęścia. Tydzień temu, idąc do mieszkania Harry'ego, nie pomyślałbym nawet, że tego dnia wszystko się zakończy. To było tylko siedem dni, a czułem, jakby minęła cała wieczność. Bez Harry'ego każdy dzień ciągnął się w nieskończoność, a każda noc była długa i bezsenna.
Wiem, że już przy nikim nie poczuję się tak, jak przy nim. Nikt nie sprawi, że moje serce zacznie bić jak szalone na sam jego widok, a motyle w brzuchu będą budziły się z każdym dotykiem. Nikt nie zastąpi mi Harry'ego.
Subskrybuj:
Posty (Atom)