czwartek, 12 lutego 2015

Rozdział 16

I try to scream out my lungs
But it makes this harder
And the tears stream down my face

Patrząc na to, co działo się cztery miesiące temu, wydaje mi się, że doznałem szczytu tęsknoty. Po tygodniach izolowania się od świata, zacząłem wieść w miarę normalne życie, co było zasługą mamy i w dużej mierze Liama, który co parę dni upewniał się, że ponownie nie zwariowałem. Pomimo to, i tak codziennie rano zaparzałem dwa kubki herbaty, którą piliśmy z Harry'm po przebudzeniu, a wieczorami nagrywałem mu się na sekretarkę, pytając co u niego i opowiadając o swoim dniu. Każdego cholernego dnia zostawiałem mu wiadomości, których i tak nigdy nie odsłucha. Gdy zasypiałem zastanawiałem się gdzie jest i co teraz robi, czy też czasem myśli o mnie i zastanawia się co u mnie. Łudziłem się, że któregoś dnia stanie w moich drzwiach i wszystko wróci do normy. Ale już nigdy nie będzie tak, jak kiedyś. Chłopak z burzą loków na głowie, z nieziemskimi zielonymi oczami, w które potrafiłem wpatrywać się godzinami, nigdy nie stanie w progu mojego domu, prosząc o drugą szansę. Wspominając stan, w którym byłem, zapewne nie musiałby prosić. Desperacko rzuciłbym się mu na szyję, gdy tylko bym go zobaczył, pomimo, że czułem okropny żal, że tak po prostu mnie zostawił. Nie można żyć przeszłością, stale powtarzała mi mama, a dzisiaj pierwszy raz w to uwierzyłem.

Był ciepły wieczór, zupełnie zwyczajny dzień, kiedy jak co dzień wracałem z wieczornego spaceru. Otwierając furtkę, zobaczyłem, że ktoś siedzi na schodach przed domem. Mój mózg mimowolnie zaczął podsuwać mi myśl, że to on. Poprawiłem włosy przeczesując je palcami i poszedłem w stronę chłopaka. Robiąc kilka kroków do przodu, czułem zawód, pomimo, że od początku wiedziałem, że to nie Harry.
-Kim jesteś?- zapytałem, widząc niebieskookiego blondyna, który wpatrywał się we mnie z takim samym zdziwieniem.
-Jestem Brian, a Ty?- odpowiedział, a ja czułem się coraz bardziej wybity z tropu
-Louis. Co ty tu robisz?- spytałem patrząc, jak wsuwa telefon do kieszeni
-Przyszedłem do Tracy- gdy to powiedział, obejrzałem się za siebie, czy na pewno trafiłem do swojego domu.
-Tu nikt taki nie mieszka- powiedziałem, starając się brzmieć pewnie.
Brian wstał, a jego wzrost znacznie przeważył nad moim.
-Oh, okej. Przepraszam- jego pewność siebie zmalała, a wyraz twarzy sugerował, że był zawiedziony.
-Mieszkasz tu?- zapytał, po krótkiej ciszy, która ciągnęła się w nieskończoność.
Odpowiedziałem chłopakowi skinieniem głowy, a on zrobił kilka kroków, zwiększając odległość między nami, i bez słowa ruszył w stronę furtki.
Dziwne, myślałem, ale jednocześnie jakaś część mnie chciała poznać go bliżej. Miał typową urodę sportowca z liceum z jednej z amerykańskich szkół, a głos zachrypnięty, podobnie jak Harry.

Następnego dnia postanowiłem jechać do Doncaster, jak w każdą niedzielę, odkąd jestem sam. Rzuciłem bluzę na tylne siedzenie samochodu i upewniając się, że zabrałem wszystko, wsiadłem za kierownicę. Przekręcając kluczyk w stacyjce, przekląłem pod nosem, zauważając, że auto nie odpaliło. Trzasnąłem lekko drzwiczkami, otwierając maskę, ale bez skutku patrzyłem się na różne części samochodu, bo każda wyglądała identycznie. Nigdy nie znałem się na autach, Harry zwykle pomagał mi z takimi sprawami, ale teraz, jak we wszystkim, musiałem radzić sobie sam. Chwyciłem któryś z kabli, łącząc go z inną częścią, ale to było na nic.
-Hej, pomóc ci?- usłyszałem znajomy głos za sobą.
Brian otworzył furtkę, gdy skinąłem głową, uśmiechając się w jego stronę.
Miał na sobie obcisły, lekko przepocony tshirt, który idealnie podkreślał jego mięśnie. Szybko przeniosłem wzrok na jego twarz, gdy zdał sobie sprawę, że patrzę, a on roześmiał się.
-Teraz powinien odpalić- powiedział, wycierając ręce w dresowe spodnie, które miał na sobie.
-Dzięki, biegasz?- spytałem patrząc na jego rozgrzaną skórę
-Tak, u siostry nie ma raczej nic ciekawego do roboty.
-Mieszkasz u Amy?- zdziwiłem się, że dopiero teraz zauważyłem pomiędzy nimi podobieństwo.
Amy była moją sąsiadką. Mieszkała z mężem w domu naprzeciw mojego i zawsze w święta, przynosiła mi ciasteczka z orzechami. Harry je uwielbiał.
-Tak, przyjechałem na parę tygodni z Brighton- uśmiechnął się, pokazując szereg białych zębów
-Może odwdzięczysz mi się za pomoc przy aucie i zaprosisz mnie do środka?- Był pewny siebie, w przeciwieństwie do mnie.
-Jasne- wyjąłem bluzę z samochodu i ruszyliśmy w stronę domu.
-Ładnie tutaj, mieszkasz sam?- powiedział, gdy znaleźliśmy się w środku.
-Tak- odpowiedziałem, podając mu szklankę chłodnego napoju
Chłopak pociągnął łyk soku pomarańczowego i zaczął rozglądać się po domu.
-Kim jest Trasy?- zapytałem, karcąc się w duchu za swoją ciekawość
Brian zamyślił się na chwilę, uderzając knykciami palców o szklankę. Nastąpiła długa cisza, w której widać było, że się zastanawia.
-Dawna znajoma. Kiedyś tu mieszkała- odpowiedział, uciekając wzrokiem.
Przypomniałem sobie wysoką brunetkę, od której kupiłem ten dom dwa lata temu. Po jego wzroku, od razu wiedziałem, że nie była tylko znajomą ale postanowiłem nie ciągnąć tematu i po chwili z ożywieniem rozmawialiśmy o jego planach na resztę wakacji. Dowiedziałem się, że na ostatnie dni lata planuje wyjazd do Francji. Jak na typowego mięśniaka, jakim wydawał mi się na początku, był bardzo bystry i zabawny. Powiedziałbym, że to po południe było idealne, gdyby nie to, że ciągle porównywałem go do Harry'ego, ale Brian za każdym takim porównaniem z nim przegrywał.

1 komentarz: