poniedziałek, 30 marca 2015

Epilog

And I will give you all my heart
So we can start it all over again


Obudziły mnie promienie słońca, które za wszelką cenę chciały dostać się do sypialni. Otworzyłem leniwie jedno oko, ale ku mojemu zdziwieniu, nie zobaczyłem obok siebie Harry'ego. Zsuwając z siebie miękką kołdrę, podszedłem do okna i dostrzegłem w ogrodzie postać bruneta. Siedział na ławce, w ręku trzymał kubek herbaty i z zamyśleniem spoglądał przed siebie. Zszedłem po schodach na dół, po drodze starając się wyminąć pudełka i różne rzeczy, które nagromadziły się w domu, wraz z naszym wprowadzeniem. Od dawna chcieliśmy opuścić zatłoczony Londyn i kupić skromny domek na obrzeżach Anglii. Najbliżsi sąsiedzi byli od nas oddaleni o kilka kilometrów, więc często czułem się, jakby to miejsce należało tylko do mnie i Harry'ego. Nasza mała oaza, do której wstęp mieli tylko najbliżsi.
Gdy znalazłem się w ogrodzie, chłopak od razu mnie dostrzegł. Spojrzał mi w oczy, czasem mam wrażenie, że to mu wystarcza, żeby znać wszystkie moje myśli. Przyciągnął mnie do siebie, odstawiając na bok kubek z parującą herbatą.
-Jak się spało?- zapytał, ukazując szereg białych zębów. Przez chwilę kolana się pode mną ugięły, na widok jego uśmiechu. Pomimo tego, że mieszkamy razem, ja nadal czuję motyle w brzuchu z każdym jego pocałunkiem. Jego włosy były w nieładzie, a w oczach można było dostrzec dwie świecące iskierki.
Czasem zastanawiam się, jak moje życie potoczyłoby się, gdybym tego dnia nie zdecydował się lecieć z Brianem do Francji. Czy siedziałbym teraz w ogrodzie, przy naszym wspólnym domu z miłością mojego życia? Z czasem doszedłem do wniosku, że prędzej, czy później to by nastąpiło. Harry jest moim przeznaczeniem, myślałem wtedy.
-O czym myślisz?- wyrwał mnie z zamyślenia głos bruneta.
-O nas- odpowiedziałem- O tym, jakim cholernym szczęściarzem jestem- dodałem, a Harry uśmiechnął się szeroko.
W końcu wszystko się ułożyło, przeszłość spoczywa w oddali, a ja mogę ze szczerością stwierdzić, że jestem szczęśliwym człowiekiem. To, o czym tak długo marzyłem, stało się moją codziennością. Nie ma Nicka i Eleanor, a co najważniejsze nie ma Modestu. Nie musimy martwić, się o to, czy ktoś zobaczy nas, gdy ukradkiem trzymamy się z Harry'm za ręce. Teraz mogę iść obok niego, z wymalowaną na twarzy dumą, a nie chować się po kątach przed managerami, którzy za wszelką cenę starali się uprzykrzyć nam życie i zrobić z nas marionetki do zarabiania pieniędzy. Teraz jesteśmy tylko my, w naszym małym domku. Mogę każdego dnia zasypiać koło niego i szeptać "kocham cię" na dobranoc. Na jego twarz wkrada się wtedy uroczy uśmiech, a z ust wychodzi ciche "ja ciebie też Lou", a następnie z czułością mnie do siebie przytula. Zamykam wtedy oczy i zasypiam w bezpiecznych ramionach Harry'ego, szykując się na kolejny wspaniały dzień z nim. I tak do końca naszych dni.
-Louis...- powiedział niepewnie- Jakie życzenie pomyślałeś tamtego dnia, gdy zobaczyłeś samolot na niebie i pomyliłeś go ze spadającą gwiazdą?
Roześmiałem się na to wspomnienie. które teraz wydawało mi się takie odległe.
-Pomyślałem o tym, żeby to co nas łączy, trwało wiecznie- odpowiedziałem zgodnie z prawdą, czując jak moje policzki oblewa delikatny rumieniec.- Obiecaj mi to Harry. Obiecaj mi, że to na zawsze.- powiedziałem.
Brunet spojrzał na mnie z powagą, patrząc swoimi zielonymi tęczówkami prosto w moje.
-Obiecuję.

_________________________________________________________________________________

To już ostatni wpis na tym blogu. Chciałabym podziękować Wam za każde wejście i za każdy komentarz. Ogromnie przykro jest mi kończyć to ff. Directioners, jesteście najlepszym fandomem na
świecie xx.
Dedykacja ostatniego rozdziału ( choć jak zwykle krótkiego), dla wszystkich osób które pomagały mi spiąć dupę i motywowały do pisania, swoim marudzeniem, że chcą kolejny rozdział :*
Kocham was xx 

sobota, 21 marca 2015

Rozdział 19

Happiness ir rarely a reward
more often it's an unexpected gift

Ktoś mądry powiedział kiedyś, że gdy odchodzi od nas osoba, którą kochamy, to w naszym sercu powstaje dziura, której nikt inny nie może wypełnić. Tak właśnie się czułem, kiedy Harry z czułością obejmował mnie swoimi silnymi ramionami. Czułem się, jakby cząstka mnie wróciła na swoje miejsce po bardzo długim czasie.

Spoglądał na mnie swoimi zielonymi tęczówkami, a ja czułem, jak kolana miękną mi, pod wpływem jego intensywnego wzroku. Podszedłem bliżej delikatnie ujmując jego palce, a drugą dłonią pieściłem jego ramię. Harry stał przede mną w samych spodniach, co przyprawiało mnie o wypieki na policzkach. Czułem ciepło, które bije od jego ciała, a każda cząstka mnie z sekundy na sekundę pragnęła go coraz bardziej. Chłopak szybkim ruchem zrzucił magazyny leżące na stole, delikatnie ugiął kolana i podniósł mnie, sadzając na drewnianym meblu. Rozsunąłem nogi, robiąc mu miejsce, a gdy znalazł się na tyle blisko mnie, że dzieliły nas milimetry, zaczął przejeżdżać wargami po mojej szyi. Pieszczoty chłopaka, przyprawiały mnie o gęsią skórkę, a spodnie stawały się coraz bardziej ciasne. Umieściłem dłoń w burzy loków Harry'ego, a on cicho mruknął, gdy zacząłem kreślić wzory na jego klatce piersiowej. Chłopak niespodziewanie chwycił obie moje dłonie w swoje i gwałtownie złączył nasze usta ze sobą. Od razu zaczął dominować nad pocałunkiem, który był namiętny i pełen pożądania. Czułem, jak przez to, przepływają jego emocje, jakby chciał przekazać mi coś, bez używania słów. I udało mu się to.
Wyprostowałem nogi, starając się pomóc mu, zsunąć ze mnie spodnie, które z oporem przylegały do mojego rozgrzanego ciała. Po chwili obok nich, na podłodze wylądowała również koszulka.
Położyłem się na stole, a Harry nachylając się nade mną, zaczął całować moją klatkę piersiową. Nie mogłem opanować rosnącego pożądania i ponownie umieszczając dłoń w jego włosach, skierowałem jego głowę w stronę swoich bioder. Chłopak uśmiechnął się pod nosem i zaczął przejeżdżać językiem po materiale moich bokserek. Postanowiłem przejąć dominację i nieco odsuwając się od bruneta, zsunąłem się ze stołu. Harry patrzył na mnie, obserwując każdy mój ruch, kiedy podszedłem do niego i zacząłem powoli zsuwać z niego bokserki, przypadkiem ocierając się o jego wypukłość. Chłopak jęknął, a ja czułem jak moje serce bije przyśpieszonym rytmem.
-Louis...- cicho wypowiedział moje imię, a ja chwyciłem go za rękę i wskazałem, żeby położył się na kanapie.
Harry niemal od razu znalazł się tam, gdzie wskazałem, co spotkało się z moim cichym chichotem. Usiadłem na nim okrakiem i gdy ponownie wyszeptał moje imię, wiedziałem że nie może dłużej czekać, więc delikatnie się w niego wsunąłem. Czułem rosnącą ekstazę, a moje ruchy stawały się coraz szybsze. Jedną ręką opierałem się o miękką kanapę, starając się zachować równowagę, a drugą położyłem na plecach Harry'ego. Nachyliłem się nad jego rozgrzanym ciałem i na chwilę ustępując swoje ruchy, chwyciłem kawałek jego skóry na szyi i intensywnie zassałem, zostawiając w tym miejscu różowy ślad. Gdy złożyłem w tym miejscu delikatny pocałunek, niemal czułem, jak ciało bruneta przechodzą dreszcze. Harry okręcił się, a ja oparłem na ramionach, tak, że nasze twarze niemal się stykały. Ułożyłem się na brunecie czując, jak nasze członki się stykają i podmuchałem lekko w zaczerwienione miejsce na jego czyi, a następnie zacząłem składać pocałunki, schodząc coraz niżej jego ciała. Gdy znalazłem się przy brzuchu, delikatnie chwyciłem jego długość w dłoń, niemal czując jak chłopak powstrzymuje się od wybuchu. Zacząłem wykonywać delikatne ruchy, a on odchylił głowę w tył, wołając moje imię ostatkiem siły. Słysząc desperację w jego głosie, delikatnie chwyciłem go w usta, a biała substancja, wypłynęła wprost we mnie. Harry ostatni raz jęknął, a ja opadłem przytulając go do siebie i nie zostawiając pomiędzy nami ani krzty wolnej przestrzeni. Nie pamiętam, ile leżałem, wsłuchując się w spokojny oddech chłopaka, kiedy spał. Uczucie, że mam wszystko, czego mi trzeba, wypełniało mnie od środka.
-Kocham cię- powiedziałem i podnosząc głowę, spojrzałem na śpiącego chłopaka.

piątek, 6 marca 2015

Rozdział 18 część 2

I will always love you, sweetheart


Harry rozluźnił uścisk i przez chwilę staliśmy naprzeciw siebie nic nie mówiąc. Zielone tęczówki przesiąknięte były bólem, a kąciki jego pełnych ust były opuszczone. Z jego twarzy nie mogłem niczego odczytać. Nie wiedział co powiedzieć, podobnie jak ja. Niewielka torba, którą opuścił na ziemię w momencie naszego uścisku, nadal leżała samotnie na chłodnej podłodze w holu na lotnisku. Ludzie zaczęli się rozchodzić, a po chwili już nikt nie zwracał na nas uwagi.
-Tak bardzo przepraszam...- nadal stał nieruchomo, ale na tyle blisko, że jego słowa, choć tak ciche, były dobrze słyszane.
-Może pójdziemy... tam?- wymamrotał, wskazując dłonią na małą kawiarnię obok lotniska.
Pokiwałem twierdząco głową i ruszyłem za brunetem. Nagle sobie o czymś przypomniałem. Cała ta sytuacja kompletnie pozbawiła mnie racjonalnego myślenia. Wyjąłem telefon z przedniej kieszeni spodni i napisałem krótkiego sms'a Brianowi, że spotkamy się za pół godziny. Głęboko odetchnąłem, starając się wraz z powietrzem, wyrzucić z siebie obawy, które nagromadziły się w mojej głowie. Nie widziałem nic, poza poruszającą się przede mną sylwetką Harry'ego. Cała ta sytuacja coraz bardziej przypominała mi sen.
Gdy znaleźliśmy się na miejscu, usiadłem naprzeciw niego przy niewielkim stoliku. Ściany pokrywał rażący żółty kolor, a w powietrzu unosił się zapach odgrzewanych zapiekanek.
-Więc?- zapytałem, gdy cisza pomiędzy nami zaczęła się robić coraz bardziej nieznośna.
-Nie wiem od czego zacząć- powiedział
-Może od tego, dlaczego zostawiłeś mnie z dnia na dzień, bez wyjaśnień- odpowiedziałem z nutą zdenerwowania w głosie.
-To nie tak Lou...- odparł patrząc prosto w moje oczy. Zadrżałem pod wpływem jego intensywnego spojrzenia.
-Nick...-zaczął ale nie dałem mu dokończyć.
-Jak zwykle.
-Nick, zagroził, że gdy nadal będziemy razem to...- jego głos się załamał, a ja poczułem w żołądku niemiły uścisk.
Przez chwilę znowu zapanowała cisza. Przełknąłem ślinę zastanawiając się, co powiedzieć.
-Poradzilibyśmy sobie z tym. Razem- powiedziałem, ostatnie słowo wypowiadając ciszej niż pozostałe.
-Nawet nie wiesz, co przeżywałem każdego dnia- wyrzuciłem z siebie, ale to nie przyniosło ulgi.
-Wyobrażam sobie- spuścił wzrok. - Posłuchaj Lou, nadal może być tak jak dawniej. Nicka już nie ma, wyjechał. Możemy zacząć od nowa- jego słowa wywołały w moim brzuchu prawdziwy huragan, ale to było nic, w porównaniu z tym, co działo się w mojej głowie.
Chłopak ponownie przeniósł wzrok na mnie, a jego tęczówki przybrały kolor jeszcze bardziej intensywnej zieleni niż zazwyczaj.
-Jeśli chcesz...- dodał.
Ponownie nie wiedziałem, co powiedzieć. Na chwilę zaniemówiłem, zastanawiając się. Nie miałem wątpliwości, co do Harry'ego. Nadal go kochałem, ale poczułem zmieszanie, przypominając sobie o Brian'ie. Był przy mnie, gdy najbardziej potrzebowałem czyjejś obecności, nie mogę mu tego zrobić, myślałem.
Nagle, jak na zawołanie, zobaczyłem blondyna, która wolnym krokiem zbliżał się do naszego stolika. Harry przeniósł wzrok na Briana, a ja wbiłem wzrok w ścianę, starając się nie patrzeć na żadnego z nich. Przedstawiłem ich sobie, po czym podali sobie ręce.
-Hej Lou, idziemy?- powiedział stając tuż obok mnie.
To był moment, w którym wiedziałem, że muszę wybrać. W głowie miałem mętlik.
-Możemy porozmawiać?- zapytałem, nie mogąc spojrzeć blondynowi w oczy.
-Jasne- odpowiedział.
Wstałem i wyszliśmy z dusznego pomieszczenia na parking przed lotniskiem. Może nie było to najlepsze miejsce na rozmowy, ale przynajmniej nie było tam ludzi.
-To był ten chłopak, o którym ci mówiłem- powiedziałem, a mina Briana diametralnie się zmieniła. Oczy zwęziły się, jakby się nad czymś zastanawiał.
-Chcesz do niego wrócić?- zapytał bez owijania w bawełnę. Zupełnie nie spodziewałem się takiego pytania.
-Nie wiem- powiedziałem po chwili.
-A ja myślę, że wiesz- ku mojemu zdziwieniu, chłopak lekko się uśmiechnął.
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, nie bardzo wiedząc jak zareagować.
-Znam cię Lou. Wiem, że ja nigdy nie będę mógł dać ci tego, co on. Nigdy nie spojrzysz na mnie, tak jak patrzysz na niego. Kochasz go- miał rację. Odetchnąłem z ulgą.
-Myślę, że już wybrałeś. Trzymaj się- powiedział, delikatnie mnie przytulił i odszedł.
Odwróciłem się, spoglądając w jego stronę. Szedł pewnym krokiem,a po chwili zniknął za drzwiami lotniska.

poniedziałek, 2 marca 2015

Rozdział 18 część 1

You left me drown in the tears of memory

Siedziałem na kanapie. nerwowo wyczekując Briana. Co jakiś czas spoglądałem na dużą walizkę leżącą obok moich stóp, która ledwie się domknęła. Wspólne spędzenie ostatnich dni lata we Francji było jego pomysłem, ale ta inicjatywa od razu mi się spodobała.
-Cześć Lou- przywitał mnie chłopak składając ciepły pocałunek na moich ustach.
Uśmiechnąłem się do Briana i podnosząc ciężką walizkę z ziemi, poszliśmy w stronę samochodu.
-Wszystko ok? Jeśli nie chcesz jechać, wystarczy, że powiesz- powiedział gdy zmierzaliśmy w stronę lotniska.
-Chcę jechać tam z tobą- odpowiedziałem kładąc rękę na jego kolanie.
-Lou... ja prowadzę- zaśmiał się i zawadiacko przegryzł dolną wargę.
W samochodzie leciała muzyka, ale nie dostrzegałem jej, dopóki nie usłyszałem pierwszych dźwięków następnej piosenki. W jednej chwili przed oczami znowu miałem obraz Harry'ego delikatnie pieszczącego moją szyję podczas naszej wspólnej nocy. To była ta piosenka. Szybkim ruchem wyłączyłem radio, starając się uciec od wspomnień, ale na próżno. Gdy przyłożyłem twarz do chłodnej szyby, znowu niemal czułem zapach Harry'ego. Jego oczy głęboko zaglądające w moje, znowu nawiedzały moją głowę. Tak bardzo zatraciłem się w myśleniu o nim, że niespodziewanie szybko znaleźliśmy się na parkingu przed lotniskiem. Wysiadłem z auta i pomogłem Brianowi wyjąć nasze bagaże.
-Idź do środka, ja się tym zajmę- powiedział, a ja przytakując głową wszedłem do dużego holu, w którym gromadziła się masa ludzi. Zarzuciłem kaptur na głowę i przepychając się przez tłum, dostrzegłem chłopaka. Niemal od razu byłem pewny że to Harry. Pomimo że to było irracjonalne, pobiegłem w jego stronę. Stał w kolejce po bilet. Miał na sobie jak zwykle, obcisłe czarne spodnie i luźny tshirt. Ludzie głosili pod nosem niemiłe komentarze w moją stronę, gdy coraz szybciej przepychałem się przez tłum.
-Harry!- krzyknąłem piskliwym głosem, ledwo łapiąc oddech.
Chłopak momentalnie odwrócił się w moją stronę. To był on. Jego loki niedbale spadały na jego czoło, a oczy zaszkliły się gdy mnie dostrzegł. Stanąłem jak osłupiały naprzeciw niego. Wielokrotnie wyobrażałem sobie nasze spotkanie, ale nigdy nie pomyślałem, że nie będę mógł wymówić nawet słowa.
-Louis...- powiedział, a jego głos świdrował w mojej głowie.
Serce kołatało mi jak oszalałe, a świadomość, że stoi tak blisko mnie, nie pozwoliła mi na racjonalne myślenie. Harry zrobił krok w moją stronę, ale zatrzymał się, gdy dzieliły nas centymetry.
Byłem zmieszany. Codziennie wyobrażałem sobie, że pewnego dnia, przytulę go do siebie jak najmocniej i już nigdy nie pozwolę odejść, ale to co czułem teraz, przypominało raczej złość. Złość, że opuścił mnie i bez słowa wyjaśnienia zostawił na tak długo.
-Louis, przepraszam- powiedział, a moje serce ponownie zaczęło rozsypywać się na małe kawałki. Czułem jak do moich oczu napływają łzy, ale całą siłą woli powstrzymałem się od płaczu.
-Przepraszam? To wszystko, co masz mi do powiedzenia?!- krzyknąłem.
Spodziewałem się wyjaśnień, albo chociaż paru słów usprawiedliwiających jego zachowanie, ale na pewno nie spodziewałem się tego, że chłopak rzuci niewielką torbę, którą trzymał w lewej ręce i przytuli mnie do siebie. Czułem jego serce przy swoim, a jego oddech był nierównomierny. Siła z jaką mnie przytulał spowodowała, że cała złość wypłynęła ze mnie, razem ze łzami, które zaczęły ciurkiem spływać po moich policzkach. Nie wiem jak długo trwaliśmy w uścisku, ale nie myślałem o niczym innym, jak o tym, że w końcu mam go przy sobie.

czwartek, 19 lutego 2015

Rozdział 17

Every night I pray 
that you'll hold me in yours arms
again.


Ile czasu musi upłynąć, żebym choć na chwilę zapomniał o cieple jego dłoni na moim ciele, zapachu jego perfum, czy melodyjnym głosie otulającym z czułością każdą sylabę mojego imienia? Czasem czułem jakby był przy mnie, pomimo, że od dawna nie rozmawialiśmy, a momentami wydawało mi się, że jest coraz lepiej i w końcu udaje mi się odciąć od przeszłości. Na przykład w takie dni, gdy chodziliśmy z Brianem na długie wieczorne spacery, a on nieśmiało splatał nasze dłonie. Pomimo, że spędzałem z nim każdą wolną godzinę, to i tak w każdej minucie myślałem tylko o Harry'm, wyobrażając sobie, że to on idzie obok, przytulając mnie do siebie.

-Cześć skarbie- Poczułem dłonie Briana na swoich plecach. Jego palce zaczęły zataczać delikatne kółka na moim ramieniu, a jego usta znalazły się tuż przy mojej szyi, tak blisko, że czułem jego oddech na swojej skórze.
-Co zrobimy z dzisiejszym wieczorem?- zapytał, gdy zacząłem rozkoszować się jego dotykiem
-Może zrobimy kolację i obejrzymy jakiś film?- zaproponowałem, gdy chłopak obrócił mnie w swoją stronę i delikatnie musnął wargami mój policzek
-Dobrze, pojadę po zakupy i za chwilę jestem cały twój- powiedział odsuwając się ode mnie i idąc w stronę korytarza. Odprowadziłem go wzrokiem, po czym ruszyłem do salonu, zastanawiając się nad filmem, który obejrzymy. Wybierając jedną z komedii, usłyszałem cichy odgłos dobiegający zza okna. Ciarki przeszły przez moje ciało, gdy przystawiłem czoło do zimnej szyby. Miałem wrażenie, że ktoś jest w ogrodzie, ale owładnął mnie paraliż, gdy usłyszałem głośniejszy szmer. Podbiegłem w stronę drzwi, upewniając się, że są zamknięte i nie kontrolując tego, co robię, ruszyłem po schodach do sypialni. Uspakajałem się, myśląc, że to może tylko moja wyobraźnia, ale niemal czułem obecność tej osoby w pobliżu. Serce podeszło mi do gardła, gdy usłyszałem czyjeś kroki zbliżające się do sypialni.
-Louis, wszystko w porządku?- odetchnąłem, kiedy usłyszałem głos Briana
Chłopak usiadł obok mnie na łóżku, łapiąc moją dłoń i delikatnie przejeżdżając opuszkami palców po mojej skórze.
-Tak- odpowiedziałem uspakajając się z każdym jego ruchem
-Na pewno?- szepnął ze zmartwieniem głosie
-Ktoś był w ogrodzie- wypaliłem bez zastanowienia
Oczy Briana się rozszerzyły, a ona jego czole pojawiła się niewielka zmarszczka.
-Sprawdzę to- powiedział i szybkim krokiem wyszedł z sypialni zostawiając mnie samego.
Nie wiedząc co z sobą zrobić, wstałem i podszedłem do okna, żeby lepiej przyjrzeć się temu, co jest na zewnątrz. Wszystkie drzewa i kwiaty latem, nadawały ogrodowi niesamowity wygląd. Niewielka ławeczka stojąca przy jednym z wysokich krzewów, stała teraz samotnie, wydając się bardzo mała na tle ogromnego ogrodu. Zobaczyłem światło z latarki Briana, który oglądał się w każdą stronę, sprawdzając, czy na pewno nikogo tam nie ma. Jednak, gdy chłopak wrócił i upewnił mnie, że poza nami, nie ma tam żywej duszy, i tak miałem inne przeczucie.
-Louis nie popadaj w paranoję- powiedział lekko szorstkim tonem, kiedy przekonywałem go do swojej racji.
Szczerze mówiąc, straciłem ochotę na wspólne spędzenia tego wieczór i najlepiej położyłbym się do łózka, ubierając na siebie jedną z koszulek, którą kiedyś zostawił u mnie Harry i zasnął otulony jego zapachem, ale nagle przypomniało mi się coś, o co chciałem spytać Briana od dawna.
-Kim tak naprawdę była dla ciebie Tracy?- zapytałem patrząc w morskie tęczówki chłopaka, które przybrały ciemniejszą barwę, gdy moje słowa do niego doszły. Zawahał się przez chwilę, tak, jak wtedy gdy spytałem go o to po raz pierwszy, ale ku mojemu zdziwieniu kąciki jego ust uniosły się lekko w górę.
-Przyjaciółka z dzieciństwa. Kiedyś spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę, ale kiedy wyjechałem...- jego twarz posmutniała, a ja przysunąłem się bliżej chłopaka starając się dodać mu otuchy.
-Gdy wróciłem do Londynu, od razu tu przyszedłem licząc, że nadal tutaj będzie- dokończył
-Ale nie było...- dodałem jak zwykle bez zastanowienia
-Nie żałuję Lou, dzięki temu poznałem ciebie- powiedział po krótkiej ciszy, delikatnie pocierając nosem o mój, co spotkało się z moim cichym chichotem.
Pomimo uśmiechu na jego twarzy, czułem, że nie jest do końca taki szczęśliwy, na jakiego wygląda. Widać nie tylko ja nie umiem zostawić przeszłości za sobą.

czwartek, 12 lutego 2015

Rozdział 16

I try to scream out my lungs
But it makes this harder
And the tears stream down my face

Patrząc na to, co działo się cztery miesiące temu, wydaje mi się, że doznałem szczytu tęsknoty. Po tygodniach izolowania się od świata, zacząłem wieść w miarę normalne życie, co było zasługą mamy i w dużej mierze Liama, który co parę dni upewniał się, że ponownie nie zwariowałem. Pomimo to, i tak codziennie rano zaparzałem dwa kubki herbaty, którą piliśmy z Harry'm po przebudzeniu, a wieczorami nagrywałem mu się na sekretarkę, pytając co u niego i opowiadając o swoim dniu. Każdego cholernego dnia zostawiałem mu wiadomości, których i tak nigdy nie odsłucha. Gdy zasypiałem zastanawiałem się gdzie jest i co teraz robi, czy też czasem myśli o mnie i zastanawia się co u mnie. Łudziłem się, że któregoś dnia stanie w moich drzwiach i wszystko wróci do normy. Ale już nigdy nie będzie tak, jak kiedyś. Chłopak z burzą loków na głowie, z nieziemskimi zielonymi oczami, w które potrafiłem wpatrywać się godzinami, nigdy nie stanie w progu mojego domu, prosząc o drugą szansę. Wspominając stan, w którym byłem, zapewne nie musiałby prosić. Desperacko rzuciłbym się mu na szyję, gdy tylko bym go zobaczył, pomimo, że czułem okropny żal, że tak po prostu mnie zostawił. Nie można żyć przeszłością, stale powtarzała mi mama, a dzisiaj pierwszy raz w to uwierzyłem.

Był ciepły wieczór, zupełnie zwyczajny dzień, kiedy jak co dzień wracałem z wieczornego spaceru. Otwierając furtkę, zobaczyłem, że ktoś siedzi na schodach przed domem. Mój mózg mimowolnie zaczął podsuwać mi myśl, że to on. Poprawiłem włosy przeczesując je palcami i poszedłem w stronę chłopaka. Robiąc kilka kroków do przodu, czułem zawód, pomimo, że od początku wiedziałem, że to nie Harry.
-Kim jesteś?- zapytałem, widząc niebieskookiego blondyna, który wpatrywał się we mnie z takim samym zdziwieniem.
-Jestem Brian, a Ty?- odpowiedział, a ja czułem się coraz bardziej wybity z tropu
-Louis. Co ty tu robisz?- spytałem patrząc, jak wsuwa telefon do kieszeni
-Przyszedłem do Tracy- gdy to powiedział, obejrzałem się za siebie, czy na pewno trafiłem do swojego domu.
-Tu nikt taki nie mieszka- powiedziałem, starając się brzmieć pewnie.
Brian wstał, a jego wzrost znacznie przeważył nad moim.
-Oh, okej. Przepraszam- jego pewność siebie zmalała, a wyraz twarzy sugerował, że był zawiedziony.
-Mieszkasz tu?- zapytał, po krótkiej ciszy, która ciągnęła się w nieskończoność.
Odpowiedziałem chłopakowi skinieniem głowy, a on zrobił kilka kroków, zwiększając odległość między nami, i bez słowa ruszył w stronę furtki.
Dziwne, myślałem, ale jednocześnie jakaś część mnie chciała poznać go bliżej. Miał typową urodę sportowca z liceum z jednej z amerykańskich szkół, a głos zachrypnięty, podobnie jak Harry.

Następnego dnia postanowiłem jechać do Doncaster, jak w każdą niedzielę, odkąd jestem sam. Rzuciłem bluzę na tylne siedzenie samochodu i upewniając się, że zabrałem wszystko, wsiadłem za kierownicę. Przekręcając kluczyk w stacyjce, przekląłem pod nosem, zauważając, że auto nie odpaliło. Trzasnąłem lekko drzwiczkami, otwierając maskę, ale bez skutku patrzyłem się na różne części samochodu, bo każda wyglądała identycznie. Nigdy nie znałem się na autach, Harry zwykle pomagał mi z takimi sprawami, ale teraz, jak we wszystkim, musiałem radzić sobie sam. Chwyciłem któryś z kabli, łącząc go z inną częścią, ale to było na nic.
-Hej, pomóc ci?- usłyszałem znajomy głos za sobą.
Brian otworzył furtkę, gdy skinąłem głową, uśmiechając się w jego stronę.
Miał na sobie obcisły, lekko przepocony tshirt, który idealnie podkreślał jego mięśnie. Szybko przeniosłem wzrok na jego twarz, gdy zdał sobie sprawę, że patrzę, a on roześmiał się.
-Teraz powinien odpalić- powiedział, wycierając ręce w dresowe spodnie, które miał na sobie.
-Dzięki, biegasz?- spytałem patrząc na jego rozgrzaną skórę
-Tak, u siostry nie ma raczej nic ciekawego do roboty.
-Mieszkasz u Amy?- zdziwiłem się, że dopiero teraz zauważyłem pomiędzy nimi podobieństwo.
Amy była moją sąsiadką. Mieszkała z mężem w domu naprzeciw mojego i zawsze w święta, przynosiła mi ciasteczka z orzechami. Harry je uwielbiał.
-Tak, przyjechałem na parę tygodni z Brighton- uśmiechnął się, pokazując szereg białych zębów
-Może odwdzięczysz mi się za pomoc przy aucie i zaprosisz mnie do środka?- Był pewny siebie, w przeciwieństwie do mnie.
-Jasne- wyjąłem bluzę z samochodu i ruszyliśmy w stronę domu.
-Ładnie tutaj, mieszkasz sam?- powiedział, gdy znaleźliśmy się w środku.
-Tak- odpowiedziałem, podając mu szklankę chłodnego napoju
Chłopak pociągnął łyk soku pomarańczowego i zaczął rozglądać się po domu.
-Kim jest Trasy?- zapytałem, karcąc się w duchu za swoją ciekawość
Brian zamyślił się na chwilę, uderzając knykciami palców o szklankę. Nastąpiła długa cisza, w której widać było, że się zastanawia.
-Dawna znajoma. Kiedyś tu mieszkała- odpowiedział, uciekając wzrokiem.
Przypomniałem sobie wysoką brunetkę, od której kupiłem ten dom dwa lata temu. Po jego wzroku, od razu wiedziałem, że nie była tylko znajomą ale postanowiłem nie ciągnąć tematu i po chwili z ożywieniem rozmawialiśmy o jego planach na resztę wakacji. Dowiedziałem się, że na ostatnie dni lata planuje wyjazd do Francji. Jak na typowego mięśniaka, jakim wydawał mi się na początku, był bardzo bystry i zabawny. Powiedziałbym, że to po południe było idealne, gdyby nie to, że ciągle porównywałem go do Harry'ego, ale Brian za każdym takim porównaniem z nim przegrywał.

czwartek, 5 lutego 2015

Rozdział 15

I can't cry
Because I know that's weakness in your eyes

Jedynym co czułem przez ostatni tydzień były pustka i ból. Całymi dniami leżałem w łóżku, na przemian płacząc i patrząc godzinami w punkt na ścianie, a myślami wracając do naszych wspólnych chwil i analizując. Kilka razy dziennie wyjmowałem z szafy stare koszulki Harry'ego i zbliżając miękki materiał do siebie, wdychałem ulubiony zapach jego perfum. Były momenty, w których nie czułem zupełnie nic, ale więcej było tych, w których ból rozrywał mnie od środka. 
Na pościeli wciąż czułem jego zapach, a gdy w nocy budziły mnie koszmary, miałem wrażenie, że leży obok mnie, a jego loki opadają kaskadami na sąsiednią poduszkę. Wariowałem coraz bardziej czując, że każdy dzień doprowadza mnie do gorszego stanu. To nie może być koniec, powtarzałem w myślach jak mantrę, nie mogąc pogodzić się z jego odejściem. Harry by mnie nie zostawił. Mój Harry, który codziennie powtarzał mi, jak bardzo jestem dla niego ważny, nie zrobiłby mi czegoś takiego.
Mój telefon zawibrował, a na wyświetlaczu zobaczyłem zdjęcie mamy. Nie chciałem rozmawiać z nikim, pomimo że wiem, że się o mnie martwi. Nie zniósłbym ani udawania że wszystko jest dobrze, ani tłumaczenia, co się stało. Najbezpieczniej było odciąć się od wszystkich i uniknąć pytań oraz pełnych współczucia pocieszeń. Jedynym co by mi pomogło byłby on. Tęskniłem za wszystkim, co było związane z Harry'm. Za nieśmiałymi pocałunkami z rana oraz tymi namiętnymi, którymi obdarzał mnie wieczorem. Za czułymi słowami, ale też za codziennymi sprawami, takimi jak picie razem co rano herbaty. Bez niego, czułem, że brakuje też jakiejś cząstki mnie i zalewałem się łzami jeszcze bardziej, gdy przypominałem sobie, że te chwile już nigdy nie wrócą.

Godzinę później usłyszałem pukanie do drzwi. Schowałem się szczelniej pod kołdrą, na głowę kładąc poduszkę, ale dobijanie się do drzwi nie ustępowało. Najlepiej byłoby udawać, że nie ma mnie w domu, ale usłyszałem głos Liama, a znam swojego przyjaciela na tyle, że wiem, że nie odpuści.
-Louis, to ja. Proszę, otwórz- mówił, gdy wolnym krokiem schodziłem ze schodów.
Poprawiając jedną ręką koszulkę, która i tak była już pognieciona, otworzyłem drzwi, a oczy Liama od razu prześwidrowały całą moją sylwetkę. Chłopak miał na sobie biały tshirt i bluzę przewiązaną na biodrach. Jego mina nie była zaskoczona, gdy mnie zobaczył. Zdziwiłem się też, bo nie pytał co się stało. Może już o wszystkim wiedział.
-Jak się czujesz Lou?- zapytał z lekkim współczuciem w głosie. 
-Dobrze- skłamałem, nie patrząc brunetowi w oczy. 
Wskazałem ruchem ręki, żeby usiadł na kanapie, a po chwili przynosząc kubki herbaty, usiadłem obok niego.
-Wiem o Tobie i o Harry'm...- zaczął mówić, a moje oczy ponownie zaszkliły się łzami. Opuściłem głowę starając się je ukryć, ale Liam i tak zauważył.
-Słuchaj Louis, jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował pogadać, to jestem- powiedział, a ja zdobyłem się na lekki uśmiech.
Pociągnąłem niewielki łyk herbaty, wsłuchując się w słowa przyjaciela.
-Jest coś o czym muszę ci powiedzieć...- jego głos się załamał.
Wiedziałem, że to co za chwilę usłyszę, nie będzie niczym dobrym.
-Harry odszedł z zespołu- dokończył, gdy nabrał powietrza. 
Zimny dreszcz przeszedł całe moje ciało, gdy słowa chłopaka do mnie dotarły. To oznaczało definitywny koniec. On już nie wróci. Poczułem ukłucie w klatce piersiowej, a jedna łza wypłynęła z mojego oka, a następnie spłynęła po moim lewym policzku.
-Wyjechał wczoraj- powiedział półgłosem.
Całą siłą woli powstrzymywałem się, żeby nie wybuchnąć przed nim płaczem. To był właśnie jeden z tych momentów, w których czujesz, że cały twój świat rozsypuje się na tysiąc małych kawałków, a ty nie możesz nic z tym zrobić. Siedziałem w bezruchu, oddychając coraz głębiej i z trudem łapiąc powietrze.
-Kiedy ostatnio coś jadłeś?- zapytał, celowo zmieniając temat rozmowy
-Jestem dorosły Liam. Umiem o siebie zadbać- wypowiadając te słowa dotarło do mnie, jak niemiło to zabrzmiało. Ale to prawda, nie chciałem niczyjego współczucia i martwienia się o mnie.
-Właśnie widzę- powiedział patrząc na moją pogniecioną koszulkę i potargane włosy.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio przeglądałem się w lustrze, ale na pewno nie wyglądałem jak chodzący okaz szczęścia. Tydzień temu, idąc do mieszkania Harry'ego, nie pomyślałbym nawet, że tego dnia wszystko się zakończy. To było tylko siedem dni, a czułem, jakby minęła cała wieczność. Bez Harry'ego każdy dzień ciągnął się w nieskończoność, a każda noc była długa i bezsenna.
Wiem, że już przy nikim nie poczuję się tak, jak przy nim. Nikt nie sprawi, że moje serce zacznie bić jak szalone na sam jego widok, a motyle w brzuchu będą budziły się z każdym dotykiem. Nikt nie zastąpi mi Harry'ego.


piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział 14

I lose my breath everytime I see you looking back at me

Siedziałem na kanapie czując jak oczy czerwienią mi się pod wpływem emocji. Z każdą kolejną sekundą coraz trudniej było mi oddychać. Chciałem zatrzymać czas i nie dopuścić do tego, co miało za chwilę się wydarzyć. Podszedłem do okna, żeby oderwać umysł od bolesnego uczucia, ale mój wzrok od razu przyciągnęła drewniana ławka. Przed oczami znowu miałem wesołą twarz Louisa z tamtego dnia, gdy pierwszy raz powiedziałem mu, że go kocham. Wspomnienia wróciły zalewając mnie kolejną salwą bólu. Schowałem ręce we włosach, czując jak niekontrolowanie je ściskam. Nie mogłem nic zrobić, czułem się taki bezradny.
Gdy usłyszałem delikatne pukanie, byłem pewny, że serce na chwilę przestało mi bić. Przeciągając możliwie jak najdłuższej drogę do drzwi, starałem się wyrównać oddech.
-Cześć Harry- powitał mnie radosny uśmiech Lou, a po chwili poczułem lekkie muśnięcie jego warg o mój policzek.
Miałem ochotę wziąć go ramiona, ale całą siłą woli się od tego powstrzymałem. Chciałem powiedzieć mu, jak wiele dla mnie znaczy i że to co do niego czuję nigdy się nie zmieni.
-Coś się stało?- zapytał brunet, gdy zobaczył moją przygnębioną minę.
Usiadłem naprzeciwko niego, starając się spojrzeć mu w oczy.
-Musimy porozmawiać- powiedziałem, po czym wziąłem głęboki oddech, a twarz Louisa przybrała dziwny wyraz.
Czułem jak ręce trzęsą mi się z nerwów, a oczy pieką. Wiedziałem, że nie mogę tego dłużej odwlekać.
-To koniec Lou- odezwałem się po chwilowej ciszy
Źrenice chłopaka momentalnie się rozszerzyły, a oczy przybrały jeszcze bardziej intensywny odcień błękitu.
-Koniec z czym?- wyjąkał ledwo łapiąc oddech
-Z nami- odpowiedziałem starając się nie rozlecieć na małe kawałeczki.
Wypowiedzenie tych słów było jedną z najtrudniejszych rzeczy w moim życiu.


                                                          *****************

Nie, to nie może być prawda. To wszystko musi być jakiś popieprzony sen, a ja za chwilę obudzę się u boku Harry'ego. Obraz przede mną zaczął powoli się rozmywać, a pojedyncze łzy, coraz szybciej zmieniały się w ogromną falę bólu. Nie wiedziałem co zrobić, ani co powiedzieć. Jedyne na co się zdobyłem to ciche "kocham cię", ale Harry spojrzał na mnie pustym wzrokiem i nie odezwał się ani słowem. Niczego nie rozumiałem. Przecież mnie kochał, mieliśmy być razem zawsze, a on tak po prostu o tym zapomniał i zakończył coś, co sprawiało, że codziennie rano budziłem się z uśmiechem. Każdego cholernego dnia powtarzał mi, jak bardzo jestem dla niego ważny. Nie wyobrażałem sobie, że teraz tak po prostu wyjdę i już nigdy więcej, nie poczuję Harry'ego przy sobie.
-Przepraszam Lou- powiedział, a jego głos był stabilny, w przeciwieństwie do mojego
Wstałem i chwiejnym krokiem podszedłem w stronę drzwi, oglądając się za sobą. Harry nadal siedział na kanapie. Podświadomie liczyłem, że mnie zatrzyma, przytuli  do siebie i powie, że to tylko głupi żart, ale tak się nie stało.
Wybiegłem z budynku wprost do swojego samochodu, a gdy tylko znalazłem się wewnątrz auta, zrozumiałem, co tak naprawdę się stało. Po moim policzku bezustannie spływały gromady łez, a ja siedziałem oparty o szybę, nawet nie próbując się pozbierać. Nie mogłem uwierzyć, że to już koniec. Nie wyobrażam sobie, choćby jednego dnia bez Harry'ego.



sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 13

Your hand fits in mine like it's made just for me
But bear this in mind, it was meant to be

-Daleko jeszcze?- doszedł do mnie krzyk Zayna z przedniego fotela w samochodzie, próbującego przekrzyczeć śpiew Nialla.
Nie usłyszałem odpowiedzi, bo Harry poprawiając się na siedzeniu delikatnie musnął moje kolano, co doprowadziło mnie do chwilowego paraliżu. Spojrzałem na bruneta obok mnie, który opierał teraz swoją głowę o moje ramię, delikatnie mrużąc oczy.
Wczoraj Niall wpadł na pomysł wyjazdu pod namiot, a wszystkim od razu spodobała się perspektywa spędzenia weekendu z dala od szumu miasta. Tak więc teraz gnieździmy się w piątkę w niewielkim samochodzie, śpiewając piosenki Robbiego Williamsa i przekrzykując się nawzajem.
-Jesteśmy na miejscu- powiedział Liam parkując przy jednej z piaszczystych dróg w lesie. Obejrzałem się za siebie wychodząc z samochodu, a wokół mnie były jedynie wysokie drzewa liściaste i zapach wiosny unoszący się w powietrzu. Kompletna cisza, byliśmy tylko my. Bez tłumu rozkrzyczanych fanek jeżdżących za nami w każdy skrawek świata, bez uciążliwych managerów i paparazzich. Nabrałem głęboko powietrza i zaciągnąłem się leśnym zapachem.
Podążyliśmy za Liamem między drzewami, do niewielkiej polany, która znajdowała się zaledwie parę minut drogi od samochodu. Chwilę potem rzucając swoje rzeczy na ziemię zabraliśmy się za rozstawianie namiotu, a przed zachodem słońca leżeliśmy rozłożeni na niezbyt wygodnych fotelach i krzesłach ogrzewając dłonie przy ognisku. Harry przełożył swoją rękę na moje ramię, a Niall uśmiechnął się radośnie widząc ten gest. Naprawdę wiele dla mnie znaczy to, że przy chłopakach nie musimy niczego udawać.
-Czy da się pan zaprosić na spacer panie Tomlinson?- zapytał Harry przyciszonym głosem. Roześmiałem się słysząc jego poważny ton, a jego zielone tęczówki patrzyły wprost na moje usta. Oblizał delikatnie dolną wargę i chwycił końcówki moich palców, zręcznie splatając je ze swoimi.
To był chłodny wieczór i pomimo kilku warstw ubrań, które miałem na sobie, czułem nieprzyjemne ciarki na plecach. Harry najwidoczniej nie przejmował się niską temperaturą, bo szedł obok mnie w samej bluzie. Przemknęło mi przez myśl, jak bardzo chciałbym teraz poczuć ciepło jego ciała blisko siebie. I nie miałem wtedy na myśli przytulania.
-Podoba ci się tutaj?- zapytał, kiedy szliśmy słabo oświetloną ścieżką
-Jest idealnie- odpowiedziałem delikatnie pocierając kciukiem jego dłoń
Harry się uśmiechnął  a ja zatrzymałem się czując delikatną kroplę na moim czole, która następnie spłynęła po moim policzku. Po niej była następna, a po chwili deszcz padał coraz mocniej tak, że ledwo widziałem zarys postaci Harry'ego. Chłopak podszedł bliżej mnie i wziął mnie w ramiona, pieszczotliwie odgarniając moje mokre włosy i składając delikatnego całusa na moich ustach. Przymknąłem oczy i odchylając lekko jego głowę do tyłu, ponownie połączyłem nasze wargi. Deszcz nadal padał, a my staliśmy pośrodku lasu całując się, jak w typowej scenie z kiczowatych komedii romantycznych. Tyle, że to nie był film. Pomimo że trudno było mi w to uwierzyć, wszystko działo się naprawdę. Czułem dotyk Harry'ego na swoich plecach i ciepły oddech rozgrzewający każdy cal mojego mokrego od deszczu ciała.
-Jestem szczęśliwy Harry- powiedziałem między pocałunkami chłopaka. Brunet spojrzał na mnie z powagą mrużąc lekko oczy. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał ale mój głos wyrwał go z zamyślenia.
-Chodźmy już- powiedziałem czując niewyobrażalne zimno.
Harry złapał mnie za rękę, przyśpieszając tym samym kroku, tak że w parę minut później znaleźliśmy się z powrotem na polanie, która oprócz naszych namiotów, była zupełnie pusta.
-Zdejmij to- powiedział Harry wskazując na moją bluzę. Zrobiłem to, co powiedział, a gdy szczelnie okrył mnie grubym kocem, poczułem jak dreszcze ustają.
-Lepiej?- zapytał, kładąc się obok mnie.
Leżałem na plecach obserwując jak na materiał namiotu spadają niewielkie kropelki deszczu, które z sekundy na sekundę były coraz mniejsze.
-Tak- odpowiedziałem przekręcając głowę w bok i spoglądając na niego.
Wyglądał tak uroczo, bawiąc się kosmykiem włosów i zakręcając sobie jeden z nich na palec. Jego oczy były wlepione w jakiś punkt nad nim, a wzrok rozmarzony, jakby był dzieckiem, które leży wieczorem w łóżku i myśli o wielkich planach na przyszłość.
-Kocham Cię- powiedziałem bez skrępowania, co mnie zdziwiło.
-Ja Ciebie też- odparł lekko podnosząc swoje ciało i kładąc ręce po obu stronach mojej głowy.
Nie wiem przez jaki długi czas trwaliśmy w tej pozycji, patrząc na siebie i wychwytując wzrokiem każdy milimetr naszych twarzy. W prawym policzku Harry'ego pojawił się niewielki dołeczek, gdy dotknąłem go opuszkiem palca.
-Ja też jestem szczęśliwy Lou- powiedział, gdy wtulał się w moją klatkę piersiową.
Przez resztę nocy nie zmrużyłem oka wsłuchując się w regularny oddech chłopaka śpiącego obok mnie. Coś we mnie pękło, nigdy nie sądziłem, że pokocham kogoś tak bardzo. Bezwarunkowo i pomimo wszystko, pozwalając, żeby wypełniał cały mój świat. I pomyślałem wtedy, że jeśli kiedykolwiek go stracę, stracę wszystko.

wtorek, 13 stycznia 2015

Rozdział 12

This love is alive back from the dead

Szedłem ulicą oświetloną delikatnymi promieniami słońca zapowiadającymi nadejście wiosny. Obok mnie szła Eleanor, która niepewnie złączyła nasze dłonie, gdy wysiedliśmy z mojego samochodu na jednej z tłocznych ulic Londynu. Wszystko tak, żeby widziało nas razem jak najwięcej osób. Palce wplotła w moje, podczas gdy ja nawet nie starałem się, żeby wyglądało to autentycznie. Nie przypominało to w żaden sposób czułego dotyku dłoni Harry'ego, nie przyprawiało mnie to o szybsze bicie serca, czy dreszcze.
Ludzie patrzyli się na nas i pokazywali palcami robiąc zdjęcia, a ja uśmiechałem się pomimo tego, jak bardzo ta sytuacja mnie przerastała. To tylko parę godzin, powtarzałem sobie, żeby wytrzymać cały ten cyrk. Potem wrócę do domu, do Harry'ego.
Eleanor uśmiechała się, co jakiś czas próbując nawiązać ze mną rozmowę. Odpowiadałem pół zdaniami lub wcale, ale jedno z jej pytań ciągle zaprzątało mi głowę.
-Jak długo jesteś z Harry'm?- zapytała siedząc na miejscu pasażera w moim samochodzie, podczas gdy ja próbowałem skupić się na jeździe.
Zamyśliłem się przez chwilę, zastanawiając się kiedy to wszystko się zaczęło. Myślałem nad tym, kiedy zrozumiałem, że coś do niego czuję i kiedy po raz pierwszy on zobaczył we mnie kogoś więcej niż tylko przyjaciela. Może już wtedy, w pokoju hotelowym, gdy przegadaliśmy całą noc i rano gdy rozczulił mnie jego widok śpiącego w moim łóżku, może wtedy, gdy przypadkiem otarły się nasze dłonie podczas jednego z koncertów w Edynburgu, albo wtedy, gdy połączyli nas w zespół. Zrozumiałem, że to wszystko zaczęło się szybciej, niż mi się wydaje.
-Parę miesięcy- odpowiedziałem, a ona odwróciła głowę w stronę szyby, poprawiając swoje długie kręcone włosy.

Trzy godziny później w końcu znalazłem się pod domem Harry'ego. Wchodząc do budynku czułem ulgę zmieszaną ze zdenerwowaniem. Bałem się reakcji chłopaka, pomimo, że wiedział o wszystkim. Stojąc w windzie już nie mogłem się doczekać, aż znowu będę przy nim. Byłem od niego całkowicie uzależniony. Zacząłem zbliżać się do stanu, w którym Harry wypełniał cały mój świat. Nie mogłem sobie wyobrazić choćby jednego dnia bez chłopaka z burzą gęstych loków na głowie i nieziemskim uśmiechem okraszonym uroczymi dołeczkami w policzkach.
Zapukałem niepewnie do drzwi i niemal od razu usłyszałem ochrypnięty głos Harry'ego. Gdy stanąłem w progu, od razu zjawił się na korytarzu. Z jego miny nie mogłem nic wyczytać, więc cicho się przywitałem zdejmując kurtkę i zawieszając ją na wysoki wieszak.
-Jak było?- zapytał, gdy znaleźliśmy się na kanapie w salonie.
-Normalnie- odpowiedziałem delikatnie unosząc ramiona.
Wiedziałem, że był zdenerwowany. Przysunąłem się do niego bliżej ujmując jego dużą dłoń w swoją. Na jego twarz wtargnął grymas bólu, a ja spojrzałem na knykcie na jego palcach, które były silnie zaczerwienione.
-Co to jest?- spytałem przyciągając jego dłoń bliżej swojej twarzy, żeby móc lepiej się jej przyjrzeć.
-Nic takiego- westchnął cofając rękę i odsuwając się ode mnie.
-Harry, co to jest?- powiedziałem tym razem bardziej stanowczym tonem.
-Daj spokój Louis! - odpowiedział głośno.
Nie przypominał w tym momencie mojego kochanego i czułego Harry'ego. Znałem jego momentami wybuchowy charakter i modliłem się w duchu, żeby nie wdał się w żadną bójkę.
Przeniosłem wzrok na podłogę, starając się ukryć rosnącą we mnie irytację jego zachowaniem.
-Biłeś się z kimś?- odparłem po kilkuminutowej ciszy. Harry milczał. Jego wzrok skupiony był w punkcie na ścianie.
-To ma coś wspólnego z Nickiem?- ciągnąłem dalej, powoli układając sobie wątki w całość.
-Przestań zadawać tylko pytań Lou- powiedział, a ja już znałem odpowiedź.
Nie pytałem o nic więcej, tylko ruszyłem do łazienki przynosząc ze sobą wodę utlenioną. Chłopak nie protestował, gdy delikatnie starałem się przeczyścić rany na jego dłoniach.
-Dziękuję- wymamrotał cicho, gdy skończyłem.
Zdecydowanie nie tak miał wyglądać ten dzień.
-Podoba ci się?- zapytał, a ja zdezorientowany spojrzałem w jego stronę. Patrzył na mnie najzupełniej poważnie, lustrując wzrokiem każdy detal mojego ciała.
-Kto?- odpowiedziałem pytaniem, a on przewrócił demonstracyjnie oczami.
-Eleanor- powiedział, z niechęcią wypowiadając jej imię.
Poczułem się niezręcznie. Myślałem, że Harry wie, że jest dla mnie najważniejszy i że nikt, ani nic tego nie zmieni.
-Oczywiście, że nie- odpowiedziałem prostując się wygodniej na kanapie. - Kocham tylko ciebie- dopowiedziałem niemal od razu, a po tych słowach w oczach Harry'ego zobaczyłem ulgę.
Ponownie usiadłem bliżej niego i podnosząc jego rękę, oparłem ją sobie na ramieniu. Harry roześmiał się, kładąc dłoń na moim kolanie, a ja przybliżyłem palec do dołeczka w jego prawym policzku, co spotkało się z jego gardłowym śmiechem. Przełożyłem prawą nogę tak, że siedziałem okrakiem po obu stronach jego nóg. Harry uśmiechnął się zawadiacko, gdy zacząłem całować jego policzek, zniżając się coraz bardziej w stronę jego klatki piersiowej. Wsuwając rękę pod materiał jego koszulki poczułem jego gorącą skórę. Chłopak odchylił głowę do tyłu, pozwalając mi na dominację, gdy nasze wargi połączyły się w namiętnym pocałunku. Delikatnie ocierałem się o jego ciało, czując pożądanie, które towarzyszyło mi przez cały dzień. Gdy Harry zaczął bawić się paskiem od moich spodni, usłyszeliśmy głośne pukanie do drzwi. Cholera, zakląłem pod nosem schodząc z bruneta. Chłopak westchnął i ociągając się wstał z kanapy poprawiając włosy. Usiadłem na kanapie, delikatnie oblizując usta, na których jeszcze czułem smak Harry'ego.
Parę sekund później usłyszałem radosny głos Nialla witającego się z moim chłopakiem.
-Przeszkodziliśmy wam?- zapytał ze znaczącym uśmieszkiem na twarzy, gdy pojawił się w pokoju, a za nim weszli Zayn i Liam.
Pokręciłem przecząco głową, witając się z nimi, a chwilę potem już gnieździliśmy się w piątkę na kanapie Harry'ego grając przez resztę dnia i jedząc pizzę.

sobota, 10 stycznia 2015

Rozdział 11

I can't sleep without your breathing
And I can't breathe each time you're leaving

Przed moimi oczami ukazał się rozmazany obraz chłopaka w ciemnych lokach i jego zaszklone zielone oczy. Klęczał przede mną trzymając mnie za ramiona, a mi przez chwilę wydawało się, że śnię. Ale jego przyśpieszony oddech i słowa wypowiadane w moim kierunku wskazywały, że jestem na jawie. Otworzyłem szerzej oczy, a Harry przytulił mnie do siebie tak delikatnie, jakbym był z porcelany.
-Louis, co się stało?- zapytał pomagając mi wstać. Zachwiałem się lekko na nogach, gdy wolnym krokiem zbliżaliśmy się do jego mieszkania.
-Nic takiego- odpowiedziałem nie mogąc spojrzeć mu w oczy. Zdjąłem kurtkę, kładąc ją na kanapie i próbując zmienić temat, ale mina Harry'ego wskazywała, że nie odpuści. Spojrzał na mnie wyczekującym wzrokiem, a ja zacząłem zbierać myśli, żeby wymyślić jakieś wiarygodne wytłumaczenie.
-To tylko...- zacząłem, ale chłopak wszedł mi w słowo.
-To tylko Nick- powiedział, a ja spojrzałem na niego przerażonym wzrokiem. Chciałem zapytać skąd wiedział, ale Harry złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie, abym usiadł obok niego na kanapie.
-Jak się czujesz?- zapytał składając na mojej dłoni lekki pocałunek. Znieruchomiałem na moment, gdy tylko jego wargi dotknęły mojej skóry.
-Dobrze- odpowiedziałem zgodnie z prawdą i uśmiechnąłem się do Harry'ego. Jego oczy nadal były lekko zaszklone, a włosy przytrzymywała ciemna bandamka tak, żeby nie opadały mu na czoło.
Gdy poszedł do kuchni po coś do picia, zastanawiałem się, czy nadal jest zły o Eleanor. Wstałem i podszedłem niepewnie w stronę chłopaka, a gdy owinąłem swoje dłonie wokół jego talii, odwzajemnił mój uścisk. Przejechał dłonią po moim obojczyku, powoli kierując ją w stronę szyi. Nagle wzrok chłopaka zatrzymał się na zaczerwienionym punkcie na mojej skórze.
-Co to jest?- zapytał, a jego głos brzmiał całkiem obco. Niemal czułem jak bardzo jest zdenerwowany, nawet wtedy, gdy starałem się na niego nie patrzeć.
-Zabiję go- powiedział kierując się szybkim krokiem w stronę korytarza. Moje oczy zaszkliły się łzami, gdy słyszałem jak zasuwa suwak kurtki. Bałem się tego, co może za chwilę się stać.
-Harry!- krzyknąłem, a mój głos załamał się w połowie jego imienia. Podbiegłem do niego, a on patrzył na mnie z pomieszaną troską i zdenerwowaniem. Stanąłem na palcach i zarzuciłem mu ręce na szyję, nie przejmując się, że zachowałem się, jak małe dziecko. Wiedziałem, że muszę go w jakiś sposób zatrzymać. Chwyciłem jego twarz w dłonie i złożyłem na jego ustach delikatny pocałunek.
-Proszę...- wyszeptałem patrząc w zieleń jego oczu. Harry położył dłonie po obu stronach moich bioder, a ja zacząłem powoli rozpinać jego kurtkę. Gdy ta wylądowała na drewnianej podłodze w przedpokoju, od razu złączyliśmy nasze usta. Pocałunek był tak namiętny, że niemal nie mogłem złapać oddechu. Czułem jak Harry w uścisku odrywa mnie od ziemi, a chwilę potem znaleźliśmy się z powrotem w jego kuchni. Jego ręka znalazła się pod materiałem mojej koszulki, a ja westchnąłem, gdy zniżała się coraz bardziej na dół. Umieściłem rękę w jego lokach, a on oparł mnie o blat kuchenny, zwinnym ruchem ręki zsuwając z niego jakieś papiery. Usiadłem na nim, a Harry stanął pomiędzy moimi nogami, ściągając jednocześnie swoją bluzę. Jego ruchy momentalnie zwolniły, a on zatrzymał się i pochylił nade mną przybliżając usta do mojego ucha.
-Kocham cię- powiedział, a moje ciało przeszedł dreszcz na dźwięk tego wyznania. Nie przyzwyczaiłem się jeszcze do tego, ale Harry powiedział to z taką pewnością i łatwością, że byłem pewny, co do szczerości tych słów.
-Ja ciebie też- wyszeptałem, a on zaczął składać delikatne pocałunki na moim policzku. Złapałem za jego koszulkę i ściągnąłem ją, kładąc na blacie obok siebie. Harry uśmiechnął się zawadiacko. Jego ręka znalazła się niebezpiecznie blisko mojego krocza, co spotkało się moimi cichymi pojękiwaniami. Wyprostowałem nogi, a on pomógł mi ściągnąć spodnie, które chwilę potem dołączyły do reszty ubrań na podłodze. Siedziałem przed nim w samej bieliźnie, podczas gdy on ciągle miał na sobie spodnie. Przyciągając go do siebie bliżej, złapałem za ich materiał, ale Harry złapał za moją rękę i pokiwał lekko głową. Przyłożył swoje czoło do mojego, starając się wyrównać oddech, a ja przejechałem paznokciami po jego ręce, dając mu znać, że nie mogę czekać. Brunet położył dłoń na wewnętrznej stronie moich ud, kreśląc delikatne wzorki na mojej rozgrzanej skórze.
Moje bokserki robiły się coraz bardziej ciasne, gdy jego ręka przypadkiem się o nie otarła. Odchyliłem lekko głowę do tyłu, opierając się na rękach, a on stanął tak blisko mnie, że czułem na sobie jego oddech. Zsunąłem się z blatu, stając równolegle z Harry'm. Jego wzrost znacznie przewyższał mój, ale stanąłem na palcach, kładąc rękę na jego plecach, a drugą bawiąc się jego włosami. Nagle poczułem wibracje w kieszeni jego spodni, ale obaj to zignorowaliśmy. Jego palce zaczęły bawić się gumką od moich bokserek, a moje zęby niekontrolowanie zaczęły przegryzać dolną wargę. Harry momentalnie pozbył się ostatniej części bielizny, którą miałem na sobie. Mruknąłem jego imię, a on powoli zaczął poruszać swoją ręką o moją długość, Nie potrafiłem się kontrolować i zacisnąłem rękę w jego włosach, a drugą trzymałem jego ramię. Oprzytomniałem, gdy ponownie usłyszałem dźwięk dzwonka w telefonie bruneta. Jednak Harry nie zaprzestał swoich ruchów, a jego usta oplotły mnie akurat wtedy, gdy doszedłem.
-Harry...- powiedziałem widząc twarz chłopaka przed sobą. Chwyciłem go za rękę i poprowadziłem w stronę łazienki, gdzie w mgnieniu oka byliśmy już pod pod prysznicem.
Gorący strumień lał się na nasze rozgrzane wcześniej ciała, a Harry wycisnął sobie na rękę trochę płynu do kąpieli, delikatnie wcierając go w moją skórę. Jego czułe ruchy przyprawiły mnie o rumieniec. Zdziwiłem się, gdy Harry ograniczył nasz kontakt jedynie do przytulania i krótkich pocałunków. Zawsze był wobec mnie zbyt opiekuńczy i wiem, że przejął się moim omdleniem. Ja również cały czas przejmowałem się Nickiem. Bałem się go, ale jeszcze bardziej bałem się, że stracę Harry'ego.
Wychodząc z pod prysznicu owinąłem sobie biodra ręcznikiem, po drodze spoglądając w lustro. Ciemna plama na mojej szyi cały czas dawała się we znaki niemiłosiernie piekąc. Harry stanął tuż za mną i jakby czytając mi w myślach, zaczął delikatnie dmuchać w podrażnione miejsce.
Spojrzałem na zegarek chłopaka leżący na umywalce i zdałem sobie sprawę, że jest już strasznie późno. Nie chciałem wracać do domu. Nie chciałem rozstawać się z Harry'm. Miałem ochotę przeleżeć wtulony w niego cały dzień, zwłaszcza, że jutro czekało mnie spotkanie z Eleanor.
-Mogę zostać na noc?- spytałem odwracając się w jego stronę
-Na każdą noc skarbie- odpowiedział, a ja poczułem ciarki pomimo, że moje ciało było rozgrzane
Uśmiechnąłem się do niego, a on zaprowadził mnie do swojej sypialni, gdzie przebrałem się w jego ubrania. Koszulka, którą mi wręczył, była trochę za duża. Przebrałem się w nią zaciągając się zapachem chłopaka i ułożyłem się wygodnie w jego łóżku, naciągając na siebie miękką kołdrę
-Więc jutro zaczyna się ta szopka z Eleanor- powiedział, starając się zachowywać spokojny ton głosu
Odpowiedziałem niepewnym skinieniem głowy, ale Harry nie wydawał się być już na mnie zły. Przytulił mnie do siebie, gdy leżeliśmy w łóżku tak, że jego dłonie oplatały moją talię. Nasze ciała były tak blisko siebie, jakby tworzyły całość. Już wtedy zdawałem sobie sprawę, że Harry jest większą połową naszej całości i że bez niego, nie byłoby też mnie.

sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział 10

The good times of today are the sad thoughts of tommorow

-Czy was do reszty popieprzyło?!- wrzeszczał jeden z tych ważnych pracowników naszej wytwórni. Starałem się powstrzymać napływające do moich oczów łzy, co chwilę zerkając na siedzącego na krześle obok mnie Harry'ego. Jego usta były ściągnięte w wąską kreskę, oczy patrzyły pustym wzrokiem na mężczyznę przed nami. Kiedy na niego spojrzałem nie mogłem zrozumieć tego, jak bardzo jego wzrok różnił się od tego, którym darzył mnie wczorajszego wieczoru. Jego szmaragdowe tęczówki, które zwykle wpatrywały się we mnie z taką czułością, teraz wydawały się zupełnie obce. W pewnym momencie przestałem wsłuchiwać się w rozmowę prowadzoną pomiędzy pracownikiem wytwórni a Harry'm. Zamknąłem oczy i chciałem jak najprędzej znaleźć się w domu. Z Harry'm.
-Chyba się na to nie zgodzisz Louis?!- powiedział podniesionym tonem chłopak siedzący obok mnie. Jego głos wyrwał mnie z zamyślenia, a mężczyzna stojący po drugiej stronie biurka wpatrywał się we mnie oczekując odpowiedzi.
-Nie zgodzę na co?- zapytałem, nie wiedząc o czym mówią. Mój głos brzmiał dziwnie cicho w porównaniu z ich podniesionymi tonami.
-Posłuchaj Louis, to jest konieczne- usłyszałem spokojny głos mężczyzny, który jeszcze chwilę temu był głośniejszy o kilkanaście decybeli.
-To nie jest konieczne!- krzyknął Harry, a w jego oczach błyskały iskierki gniewu. Chłopak siedzący tak blisko mnie, wydawał mi się teraz dziwnie obcy i daleki. To nie był mój Harry, który głaskał mnie po głowie przed zaśnięciem, czy odgarniał mi opiekuńczo włosy z czoła, gdy się denerwowałem.
-Ludzie nie są na tyle głupi, żeby w to uwierzyć- powiedział brunet, a ja chciałem złapać go za rękę, żeby go uspokoić, ale cofnął ją lekceważąc mój dotyk. Wpatrywałem się ich rozzłoszczone twarze, ale żaden z nich nie próbował mi nawet wytłumaczyć o co chodzi. Po chwili ich ponownej kłótni, usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Głosy Harry'ego i pracownika modestu ucichły, gdy drzwi się otworzyły i do pomieszczenia weszła dziewczyna. Ciemne kręcone włosy opadały jej kaskadami na jasny tshirt, który miała na sobie. Podeszła pewnym krokiem w stronę biurka i stanęła naprzeciwko mnie i Harry'ego, tuż obok mężczyzny, który jeszcze parę sekund temu prowadził zaciekłą kłótnię z moim chłopakiem. Dziewczyna była całkiem wysoka, a jej twarz się rozpogodziła, gdy kąciki jej ust uniosły się lekko ku górze.
-Louis, to jest Eleanor- przedstawił nas sobie mężczyzna, powoli przeciągając każde słowo. Harry wstał i odsuwając z impetem krzesło zaczął iść w stronę drzwi.
-Nie będę na to patrzył- powiedział z hukiem trzaskając drzwiami. Wszystkie moje zmysły podpowiadały mi w tej chwili, że powinienem wstać i ruszyć za nim, ale wzrok dziewczyny i mężczyzny stojących przede mną, nie pozwolił ruszyć mi się z miejsca. Oboje patrzyli na mnie z dziwną miną, a ja miałem dość zgadywania o co chodzi w tej całej sytuacji.
-Co się tutaj dzieje?- zapytałem nie wiedząc jak dobrać słowa.
Dziewczyna westchnęła i spojrzała wymownie na mężczyznę u jej boku.
-Eleanor i ty będziecie udawać parę- powiedział spokojnym głosem, jakby bojąc się, że jeśli wypowie te słowa odrobinę głośniej, to nie zgodzę się na tę całą maskaradę. Jak się potem okazało, nie miałem wyjścia. Oczy przeszkliły mi się łzami, ale oparłem łokcie na klanach, chowając tym samym twarz w dłoniach. Chciałem jak najszybciej wyjść z tego pomieszczenia i sprawdzić co u Harry'ego.
-To na tyle, jutro o 12:00 widzimy się tutaj- powiedział tym razem szorstkim tonem nie próbując mi nawet nic tłumaczyć, a ja wstałem i bez słowa wyszedłem z pokoju kierując się w stronę wyjścia. Jakaś cząstka mnie miała nadzieję, że Harry czeka na mnie, że będę mógł przytulić się do niego, albo otworzę oczy i okaże się, że to tylko zły sen. Żałowałem wczorajszego spaceru, wiedziałem, że jeśli dziennikarze nie zobaczyliby nas wtedy razem, udawanie nie byłoby potrzebne. A jednak, stało się i nie mogłem już z tym nic zrobić.
Wyszedłem z budynku, kierując się w stronę mojego samochodu, którym przyjechaliśmy z Harry'm. Po drodze zatrzymaliśmy się na niewielkiej stacji, żeby napić się kawy. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie na wysokich krzesłach, a ja zrozumiałem, że to, o czym marzyłem, stało się moją codziennością. Harry stał się moją codziennością. Nie wyobrażam sobie bez niego ani jednego dnia, a teraz mogę sobie jedynie wyobrazić jak on może się czuć z tą całą sytuacją.
Oni nic nie wiedzą, myślałem. Nie wiedzą co łączy mnie z Harry'm, myślą, że jeśli postawią obok mnie dziewczyną, to na siłę zrobią ze mnie hetero w oczach fanów.
Odpaliłem silnik i z całej siły wcisnąłem pedał gazu kierując się w stronę domu. Miałem nadzieję zastać tam Harry'ego, ale gdy znalazłem się na drewnianej werandzie ozdobionej licznymi doniczkami z kwiatami, go tam nie było. Wszedłem do mieszkania i rozglądając się miałem nadzieję ujrzeć burzę loków chłopaka, pomimo tego, że wiedziałem, że nie ma kluczy. Trzasnąłem drzwiami, podobnie jak Harry jeszcze chwilę temu i wsiadłem z powrotem do auta, tym razem kierując się do centrum Londynu, prosto pod apartament chłopaka. W windzie czułem jak bardzo żołądek skręca mi się ze zdenerwowania. Gdy stanąłem pod drzwiami Harry'ego, pewnym ruchem zapukałem do drzwi, ale nikt ich nie otworzył. Nacisnąłem klamkę, ale drzwi były zamknięte, więc ruszyłem z powrotem w stronę windy. Nagle usłyszałem czyjeś kroki za swoimi plecami.
-Szukasz kogoś?- wredny głos wbił się w moje uszy i przyprawił moje ciało o kolejną dawkę zdenerwowania. Odwróciłem się na pięcie, a brązowe oczy Nicka przeszywały mnie od stóp do głowy, tak jak podczas naszego ostatniego spotkania. Chamski uśmieszek nigdy nie schodził z jego twarzy. Cofnąłem się o krok do tyłu, cały czas zastanawiając się co Nick robi przed mieszkaniem Harry'ego. Chłopak przybliżył się do mnie, a ja poczułem jak moje plecy stykają się ze ścianą, gdy ponownie starałem się zwiększyć odległość między nami.
-Biedny bezbronny Louis- wycedził przez zęby, wyciągając jednocześnie z kieszeni paczkę papierosów. Gdy odpalił jednego z nich, poczułem jak dym wbija się prosto w moje nozdrza. Zakaszlałem, co spotkało się z jego gardłowym śmiechem. Serce biło mi z przerażającą prędkością, gdy nasze ciała dzieliły już centymetry.
-Posłuchaj- powiedział, patrząc w moje oczy i dmuchając prosto we mnie dymem z papierosa. Nie mogłem się ruszyć w żadną stronę, Nick zakrywał swoim ciałem, każdą możliwą stronę mojej ucieczki.
-Harry był i jest mój- powiedział po chwili, a ja czułem jak zbiera się we mnie gniew. Z całej siły złapałem go za ramiona i popchnąłem, ale jedynie lekko się zachwiał, nadal się uśmiechając. Nienawidziłem go. Z całego serca czułem nienawiść, która stawała się coraz większa z każdą sekundą, gdy na niego patrzyłem. Nagle Nick ponownie stanął na tyle blisko mnie, że czułem jego oddech na sobie. Wyciągnął rękę w stronę mojej szyi i do miejsca. gdzie Harry zostawił mi bladoróżową malinkę przybliżył rozżarzoną końcówkę papierosa. Poczułem nieprzyjemne ukłucie bólu, a gdy ponownie wystawiłem ręce w kierunku chłopaka, on przytrzymał je wyprzedzając moje ruchy.
-Pamiętaj- dodał puszczając mnie i znikając za rogiem.
Stałem oparty o zimną ścianę i nie mogłem wyrównać oddechu. Serce biło mi rytmicznie, a słowa Nicka echem odbijały się w mojej głowie. Czułem jak robi mi się słabo, a po chwili obraz przede mną się zamazał i ostatnim co słyszałem, był odgłos mojego ciała osuwającego się bezwładnie po ścianie.

piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział 9

All because of you, I believe in angels.
Not the kind with wings and halos.
The kind that bring you home, when home becomes a strange place.
I'll follow your voice, all you've to do is shout.


Siedziałem na kanapie, ubrany i gotowy już od godziny. Żołądek skręcał mi się z nerwów w oczekiwaniu na Louisa. Nie miałem żadnych wątpliwości co do tego, co zamierzałem zrobić. Bałem się reakcji chłopaka, ale zbyt długo czekałem na odpowiedni moment. Wstałem i wolnym krokiem udałem się w stronę okna, aby złagodzić nerwy powiewem świeżego powietrza. Z mojego apartamentu miałem idealny widok na park za oknem, który tętnił życiem nawet w wieczornych godzinach. Przez chwilę przyglądałem się parze siedzącej na ławce wykonanej z białego drewna. Dziewczyna patrzyła zakochanym wzrokiem na chłopaka z burzą loków na głowie, całkiem podobną do mojej. Uśmiechnąłem się, gdy zobaczyłem jak odwzajemnia jej uśmiech i ich wargi łączą się w pocałunku. Ponownie miałem przed oczami twarz Louisa i znowu przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Gdy usłyszałem nieśmiałe pukanie do drzwi, wypuściłem głęboko powietrze z ust i pomaszerowałem w stronę chłopaka. Otworzyłem drzwi, dzielące mnie i Louisa, a na moją twarz od razu wdarł się niekontrolowany uśmiech.
-Cześć Harry- powiedział niepewnie, a ja gestem ręki wskazałem mu, żeby wszedł do środka.
Miał na sobie obcisłe, ciemne dżinsy oraz szary sweter, który idealnie podkreślał jego mięśnie na klatce piersiowej. Przełknąłem ślinę i zaproponowałem chłopakowi coś do picia, a gdy zostałem w kuchni sam, zdenerwowanie ponownie wdało się we znaki. Cała moja wcześniej przygotowana w myślach mowa, kompletnie wyleciała mi z głowy. Gdy zalewałem wodą nasze herbaty, poczułem czyjąś obecność za swoimi plecami.
-Coś się stało Harry?- zapytał Louis, a ja uspokoiłem się na dźwięk jego głosu.
-Nie Lou, wszystko w porządku -odpowiedziałem odstawiając czajnik i podchodząc w stronę bruneta.
Chłopak stał oparty o blat kuchenny, a jego dłonie były umieszczone w kieszeniach. Gdy podszedłem na tyle blisko, że dzieliły nas centymetry, Lou położył rękę na moim biodrze, a ja przytuliłem się do niego tak mocno, że przez chwilę bałem się, że zrobię mu krzywdę. Wdychając powietrze czułem zapach jego żelu pod prysznic i jedyną myślą w mojej głowie było to, jak bardzo teraz pragnę Louisa. Przejechałem dłonią po jego policzku, a on słodko uśmiechnął się, gdy odgarnąłem mu włosy spadające na czoło.
-Mogę cię pocałować?- zapytał, a ja przez chwilę nie zdawałem sobie sprawy, że naprawdę o to pyta.
Lou zawsze był nieśmiały, ale to sprawiało, że jest jeszcze bardziej uroczy.
Po prostu całuj, pomyślałem, ale odpowiedziałem mu jedynie skinieniem głowy.
Zobaczyłem rumieniec oblewający jego policzki i cholera, wiedziałem, że muszę w końcu to z siebie wyrzucić. Louis pewnym ruchem połączył ze sobą nasze usta, a ja zdziwiłem się jego nagłą dominacją. Nasze ruchy idealnie współgrały ze sobą, a namiętność tego pocałunku przeszyła całe moje ciało. Gdy w końcu oderwaliśmy się od siebie, nie mogliśmy złapać oddechów. Złapałem za kubek zimnej już herbaty i wypiłem łyk napoju.
-Przejdziemy się?- zaproponował Lou, wyrywając mnie tym z zamyślenia.
-Jasne- uśmiechnąłem się i łapiąc go za rękę pokierowałem w stronę korytarza.
Wsunąłem na nogi białe trampki, nie mogąc oderwać wzroku od Louisa, schylającego się, aby zawiązać sznurówki. Gdy skończył, złapałem go pewnie za rękę splatając ze sobą nasze palce, a chwilę potem byliśmy już w windzie.
-Moja mama dzisiaj pytała o ciebie- powiedział, gdy zniżaliśmy się o kolejne piętra.
-Bardzo cię lubi- dodał i spojrzał na swoje odbicie w lustrze, jednocześnie pocierając dłonią szyję, na której ubiegłego wieczoru zostawiłem niewielką malinkę. Gdy winda zatrzymała się na parterze, przeszliśmy przez długi korytarz prowadzący do wyjścia z budynku. Poczułem chłodny wieczorny wiatr i zerknąłem na Louisa, który starał się szczelniej owinąć swoją szyję szalikiem. Nagle przypomniało mi się coś, o co chciałem go zapytać.
-Powiesz mi jakie było wczoraj twoje życzenie?- powiedziałem nie spuszczając z niego wzroku.
-To nieistotne, cuda się nie zdarzają- odpowiedział, a mnie przeszył zimny dreszcz, gdy zimowe powietrze dało się we znaki.
-Ty mi się zdarzyłeś- słowa niekontrolowanie wyszły z moich ust.
Louis przystanął, a przechodnie zaczęli coraz bardziej zwracać na nas uwagę.Nasze dłonie nadal były splecione, a ja miałem ochotę poczuć go jeszcze bliżej siebie. Chłopak złożył delikatnego całusa na moim policzku i ruszyliśmy dalej w stronę parku. Uwielbiałem te drobne gesty, dzięki którym czułem, że jestem dla niego ważny. Związek z Nickiem polegał jedynie na seksie i wzajemnym zadowalaniu się albo upijaniu na imprezach, a przez większość czasu na kłótniach. Z czasem zdałem sobie sprawę, że nie można było tego nawet nazywać związkiem.
Gdy znaleźliśmy się w parku, Louis zatrzymał się przy ławce, na której wcześniej siedziała obserwowana przeze mnie para. Usiedliśmy na niej, a ja od razu poczułem jeszcze większe zimno. Louis zdaje się to zauważył, bo przysunął się do mnie na tyle blisko, że czułem ciepło bijące z jego ciała. Usiadłem bokiem opierając rękę na oparciu ławki, a pod swoimi palcami poczułem lekkie wybrzuszenie. Odsunąłem się, żeby móc lepiej się mu przyjrzeć, a moim oczom ukazały się wygrawerowane w drewnie inicjały.
-To takie oklepane- powiedziałem spoglądając na literki znajdujące się na oparciu ławki.
-Ja uważam, że to słodkie- odezwał się po chwili Lou.
Złapałem go za rękę i schowałem w swojej, delikatnie pocierając jego skórę. Nagle za drzewami zobaczyłem błysk, a po nim kolejny, a po chwili już całkiem dobrze mogłem rozpoznać ukrywających się dziennikarzy. Cholera, zakląłem pod nosem. Louis wstał i z niezadowoloną miną zaczął szybkim krokiem iść w stronę mojego mieszkania. Dołączyłem do niego, a dziennikarze byli coraz bliżej nas, więc przyśpieszyliśmy. Niektórzy z nich coś krzyczeli, ale staraliśmy się ich ignorować, co chwilę przyśpieszając i zwiększając dystans między nami. Parę minut później znaleźliśmy się w budynku, z dala od rozwrzeszczanego tłumu powiększającego się z każdą chwilą.
-Przepraszam Harry- powiedział Lou cichym głosem, gdy znaleźliśmy się w windzie.
-To nie twoja wina- spojrzałem na niego, a jego wzrok był spuszczony w dół.
-To ja chciałem wyjść na ten cholerny spacer- odpowiedział lekko zdenerwowanym głosem. Przyciągnąłem go do siebie, delikatnie pocierając dłonią jego plecy, żeby go uspokoić.
Nie tak sobie wyobrażałem ten dzień, myślałem gdy wchodziliśmy do mojego mieszkania.
Lou ściągnął swoją kurtkę i buty, po czym usiadł na kanapie, a po jego minie można było wnioskować, że jest smutny. Usiadłem obok niego i złapałem go w talii, przechylając go lekko do pozycji leżącej. Gdy znalazł się pode mną zaczął delikatnie łaskotać jego brzuch, co spotkało się z jego śmiechem. Spojrzałem w jego błękitne tęczówki i zatrzymałem swoje ruchy. Dreszcz przeszył mnie od stóp przez całe moje ciało, a serce ponownie zaczęło łomotać z niewyobrażalną szybkością. Lou przeniósł wzrok na moje oczy, starając się z nich wyczytać o co chodzi.
-Kocham cię- powiedziałem najpewniej jak potrafiłem.
Louis nic nie odpowiedział. Leżał patrząc na mnie zaskoczonym wzrokiem, przez chwilę nawet wydawało mi się, że odpłynął gdzieś myślami. Może za bardzo pośpieszyłem się z tym wyznaniem.
Wzrok chłopaka z powrotem powędrował na mnie, a ja leżąc tak blisko niego, bałem się, że usłyszy, jak szybko bije mi serce.
-Ja ciebie też- odpowiedział zarzucając swoje dłonie za moją szyję. Odetchnąłem z ulgą, jakiej nie czułem przez ostatnie dni.