The good times of today are the sad thoughts of tommorow
-Czy was do reszty popieprzyło?!- wrzeszczał jeden z tych ważnych pracowników naszej wytwórni. Starałem się powstrzymać napływające do moich oczów łzy, co chwilę zerkając na siedzącego na krześle obok mnie Harry'ego. Jego usta były ściągnięte w wąską kreskę, oczy patrzyły pustym wzrokiem na mężczyznę przed nami. Kiedy na niego spojrzałem nie mogłem zrozumieć tego, jak bardzo jego wzrok różnił się od tego, którym darzył mnie wczorajszego wieczoru. Jego szmaragdowe tęczówki, które zwykle wpatrywały się we mnie z taką czułością, teraz wydawały się zupełnie obce. W pewnym momencie przestałem wsłuchiwać się w rozmowę prowadzoną pomiędzy pracownikiem wytwórni a Harry'm. Zamknąłem oczy i chciałem jak najprędzej znaleźć się w domu. Z Harry'm.
-Chyba się na to nie zgodzisz Louis?!- powiedział podniesionym tonem chłopak siedzący obok mnie. Jego głos wyrwał mnie z zamyślenia, a mężczyzna stojący po drugiej stronie biurka wpatrywał się we mnie oczekując odpowiedzi.
-Nie zgodzę na co?- zapytałem, nie wiedząc o czym mówią. Mój głos brzmiał dziwnie cicho w porównaniu z ich podniesionymi tonami.
-Posłuchaj Louis, to jest konieczne- usłyszałem spokojny głos mężczyzny, który jeszcze chwilę temu był głośniejszy o kilkanaście decybeli.
-To nie jest konieczne!- krzyknął Harry, a w jego oczach błyskały iskierki gniewu. Chłopak siedzący tak blisko mnie, wydawał mi się teraz dziwnie obcy i daleki. To nie był mój Harry, który głaskał mnie po głowie przed zaśnięciem, czy odgarniał mi opiekuńczo włosy z czoła, gdy się denerwowałem.
-Ludzie nie są na tyle głupi, żeby w to uwierzyć- powiedział brunet, a ja chciałem złapać go za rękę, żeby go uspokoić, ale cofnął ją lekceważąc mój dotyk. Wpatrywałem się ich rozzłoszczone twarze, ale żaden z nich nie próbował mi nawet wytłumaczyć o co chodzi. Po chwili ich ponownej kłótni, usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Głosy Harry'ego i pracownika modestu ucichły, gdy drzwi się otworzyły i do pomieszczenia weszła dziewczyna. Ciemne kręcone włosy opadały jej kaskadami na jasny tshirt, który miała na sobie. Podeszła pewnym krokiem w stronę biurka i stanęła naprzeciwko mnie i Harry'ego, tuż obok mężczyzny, który jeszcze parę sekund temu prowadził zaciekłą kłótnię z moim chłopakiem. Dziewczyna była całkiem wysoka, a jej twarz się rozpogodziła, gdy kąciki jej ust uniosły się lekko ku górze.
-Louis, to jest Eleanor- przedstawił nas sobie mężczyzna, powoli przeciągając każde słowo. Harry wstał i odsuwając z impetem krzesło zaczął iść w stronę drzwi.
-Nie będę na to patrzył- powiedział z hukiem trzaskając drzwiami. Wszystkie moje zmysły podpowiadały mi w tej chwili, że powinienem wstać i ruszyć za nim, ale wzrok dziewczyny i mężczyzny stojących przede mną, nie pozwolił ruszyć mi się z miejsca. Oboje patrzyli na mnie z dziwną miną, a ja miałem dość zgadywania o co chodzi w tej całej sytuacji.
-Co się tutaj dzieje?- zapytałem nie wiedząc jak dobrać słowa.
Dziewczyna westchnęła i spojrzała wymownie na mężczyznę u jej boku.
-Eleanor i ty będziecie udawać parę- powiedział spokojnym głosem, jakby bojąc się, że jeśli wypowie te słowa odrobinę głośniej, to nie zgodzę się na tę całą maskaradę. Jak się potem okazało, nie miałem wyjścia. Oczy przeszkliły mi się łzami, ale oparłem łokcie na klanach, chowając tym samym twarz w dłoniach. Chciałem jak najszybciej wyjść z tego pomieszczenia i sprawdzić co u Harry'ego.
-To na tyle, jutro o 12:00 widzimy się tutaj- powiedział tym razem szorstkim tonem nie próbując mi nawet nic tłumaczyć, a ja wstałem i bez słowa wyszedłem z pokoju kierując się w stronę wyjścia. Jakaś cząstka mnie miała nadzieję, że Harry czeka na mnie, że będę mógł przytulić się do niego, albo otworzę oczy i okaże się, że to tylko zły sen. Żałowałem wczorajszego spaceru, wiedziałem, że jeśli dziennikarze nie zobaczyliby nas wtedy razem, udawanie nie byłoby potrzebne. A jednak, stało się i nie mogłem już z tym nic zrobić.
Wyszedłem z budynku, kierując się w stronę mojego samochodu, którym przyjechaliśmy z Harry'm. Po drodze zatrzymaliśmy się na niewielkiej stacji, żeby napić się kawy. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie na wysokich krzesłach, a ja zrozumiałem, że to, o czym marzyłem, stało się moją codziennością. Harry stał się moją codziennością. Nie wyobrażam sobie bez niego ani jednego dnia, a teraz mogę sobie jedynie wyobrazić jak on może się czuć z tą całą sytuacją.
Oni nic nie wiedzą, myślałem. Nie wiedzą co łączy mnie z Harry'm, myślą, że jeśli postawią obok mnie dziewczyną, to na siłę zrobią ze mnie hetero w oczach fanów.
Odpaliłem silnik i z całej siły wcisnąłem pedał gazu kierując się w stronę domu. Miałem nadzieję zastać tam Harry'ego, ale gdy znalazłem się na drewnianej werandzie ozdobionej licznymi doniczkami z kwiatami, go tam nie było. Wszedłem do mieszkania i rozglądając się miałem nadzieję ujrzeć burzę loków chłopaka, pomimo tego, że wiedziałem, że nie ma kluczy. Trzasnąłem drzwiami, podobnie jak Harry jeszcze chwilę temu i wsiadłem z powrotem do auta, tym razem kierując się do centrum Londynu, prosto pod apartament chłopaka. W windzie czułem jak bardzo żołądek skręca mi się ze zdenerwowania. Gdy stanąłem pod drzwiami Harry'ego, pewnym ruchem zapukałem do drzwi, ale nikt ich nie otworzył. Nacisnąłem klamkę, ale drzwi były zamknięte, więc ruszyłem z powrotem w stronę windy. Nagle usłyszałem czyjeś kroki za swoimi plecami.
-Szukasz kogoś?- wredny głos wbił się w moje uszy i przyprawił moje ciało o kolejną dawkę zdenerwowania. Odwróciłem się na pięcie, a brązowe oczy Nicka przeszywały mnie od stóp do głowy, tak jak podczas naszego ostatniego spotkania. Chamski uśmieszek nigdy nie schodził z jego twarzy. Cofnąłem się o krok do tyłu, cały czas zastanawiając się co Nick robi przed mieszkaniem Harry'ego. Chłopak przybliżył się do mnie, a ja poczułem jak moje plecy stykają się ze ścianą, gdy ponownie starałem się zwiększyć odległość między nami.
-Biedny bezbronny Louis- wycedził przez zęby, wyciągając jednocześnie z kieszeni paczkę papierosów. Gdy odpalił jednego z nich, poczułem jak dym wbija się prosto w moje nozdrza. Zakaszlałem, co spotkało się z jego gardłowym śmiechem. Serce biło mi z przerażającą prędkością, gdy nasze ciała dzieliły już centymetry.
-Posłuchaj- powiedział, patrząc w moje oczy i dmuchając prosto we mnie dymem z papierosa. Nie mogłem się ruszyć w żadną stronę, Nick zakrywał swoim ciałem, każdą możliwą stronę mojej ucieczki.
-Harry był i jest mój- powiedział po chwili, a ja czułem jak zbiera się we mnie gniew. Z całej siły złapałem go za ramiona i popchnąłem, ale jedynie lekko się zachwiał, nadal się uśmiechając. Nienawidziłem go. Z całego serca czułem nienawiść, która stawała się coraz większa z każdą sekundą, gdy na niego patrzyłem. Nagle Nick ponownie stanął na tyle blisko mnie, że czułem jego oddech na sobie. Wyciągnął rękę w stronę mojej szyi i do miejsca. gdzie Harry zostawił mi bladoróżową malinkę przybliżył rozżarzoną końcówkę papierosa. Poczułem nieprzyjemne ukłucie bólu, a gdy ponownie wystawiłem ręce w kierunku chłopaka, on przytrzymał je wyprzedzając moje ruchy.
-Pamiętaj- dodał puszczając mnie i znikając za rogiem.
Stałem oparty o zimną ścianę i nie mogłem wyrównać oddechu. Serce biło mi rytmicznie, a słowa Nicka echem odbijały się w mojej głowie. Czułem jak robi mi się słabo, a po chwili obraz przede mną się zamazał i ostatnim co słyszałem, był odgłos mojego ciała osuwającego się bezwładnie po ścianie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz